poniedziałek, 12 grudnia 2011

Matki nabite w butelkę.

Dziś posłużę się bardzo ciekawym artykułem, którego treść warto by zachowała się, zamiast zaginąć w przepastnych czeluściach Internetu. Temat jest mi dość bliski, ponieważ moja żona, właśnie jest na etapie karmienia piersią naszego drugiego podrostka. Tak, więc zapraszam do przeczytania artykułu, który rozwiewa wiele popularnych stereotypów na temat karmienia piersią.

Matki nabite w butelkę

Wielkie koncerny wmówiły kobietom, że sztuczne mieszanki są tak samo dobre jak mleko matki. A to nieprawda - mówi Gabrielle Palmer, autorka wydanej niedawno w Polsce książki „Polityka karmienia piersią”.


Newsweek: Dlaczego zmniejsza się liczba dzieci karmionych piersią i coraz więcej maluchów dostaje sztuczne mleko?
Gabrielle Palmer: Na całym świecie, zarówno w krajach bogatych jak i biednych, widać podobną tendencję. Karmienie piersią niszczą dwa istotne czynniki. Po pierwsze, narodziny dziecka przeniosły się z domu do szpitala, gdzie na porządku dziennym były takie niedobre praktyki jak oddzielanie matki i dziecka, brak bezpośredniego kontaktu matki z niemowlakiem, podawanie sztucznych pokarmów tuż po urodzeniu, karmienie o wyznaczonych godzinach oraz odrywanie maluchów od piersi wbrew ich woli. Wielu lekarzy i położnych nie miało odpowiedniej wiedzy na temat karmienia piersią. Dlatego niemowląt nie przystawiano do piersi od razu po urodzeniu. Co najgorsze, matkom brakowało emocjonalnego wsparcia ze strony rodziny i przyjaciół, którzy pomagali im po porodzie i mogli je namówić do karmienia piersią. Nie jestem przeciwko porodom w szpitalach. Uważam, że matki mają prawo wybrać, gdzie chcą urodzić. Jednak jeszcze do niedawna oddziały położnicze w większości szpitali utrudniały karmienie piersią.

Drugi czynnik jest o wiele groźniejszy i szkodliwszy. To natarczywy, zakrojony na szeroką skalę marketing substytutów mleka matki, czyli mieszanek mlekozastępczych dla niemowląt. Bardzo pomysłowe i wszechobecne reklamy zmieniły całą kulturę karmienia piersią: wywarły ogromny wpływ na środowisko medyczne i procedury stosowane przez lekarzy. 99 procent kobiet ma fizjologiczne podstawy do tego, wyprodukować więcej mleka niż potrzebują ich dzieci. Jednak koncerny i firmy produkujące mieszanki ukuły określenie „syndromu niewystarczającej ilości mleka”. To hasło, które potrafi skutecznie zasiać ziarno wątpliwości i to nie tylko w głowach matek.

Jeśli znajdziemy się w społeczności, do której jeszcze nie dotarł przedstawiciel handlowy koncernu produkującego mleko dla niemowląt, szybko przekonamy się, że coś takiego jak „brak możliwości karmienia piersią” po prostu nie istnieje. Niezbędne jest tylko zaufanie, nie tylko do młodych matek, ale również wszystkich, którzy je otaczają, czyli mediów, służby zdrowia i całej kultury.

Newsweek: Czy sytuacja w Polsce jest również zła?
Gabrielle Palmer: W Polsce „kryzys” karmienia piersią zarysował się wyraźnie w latach 90., kiedy po wprowadzeniu wolnego rynku pojawiły się wielkie koncerny stosujące wyrafinowane strategie marketingowe. Media zalała fala reklam. To miało przemożny wpływ na służbę zdrowia i opinię publiczną. Firmy działały niezgodnie z prawem obowiązującym w innych państwach Europy. Z badania przeprowadzonego w czterech krajach przez Interagency Group on Breastfeeding Monitoring (IGBM) wynika, że to właśnie Polska i polska służba zdrowia najbardziej ucierpiały w wyniku błędnych informacji przekazywanych w reklamach wielkich koncernów.

Newsweek: Kogo obarcza Pani większą winą za obecną sytuację: producentów sztucznego mleka, personel medyczny czy same kobiety?
Gabrielle Palmer: Z pewnością nie winię kobiet. Wszystkie jesteśmy istotami społecznymi i jeśli otaczająca nas społeczność utrudnia i komplikuje nam karmienie piersią, nic dziwnego, że z niego rezygnujemy. Promocja produktów mlekozastępczych jest niezwykle subtelna i skuteczna. Dlatego zabrania jej Międzynarodowy Kodeks Marketingu Produktów Zastępujących Mleko Kobiece (International Code of Marketing of Breast-milk Substitutes). Kodeks istnieje, aby chronić wszystkie dzieci, te karmione piersią i te karmione sztucznym mlekiem. Jeśli maluch nie jest karmiony mlekiem matki, wówczas jest niezwykle istotne, aby matka czy inny opiekun dziecka otrzymał komplet naukowych, bezstronnych informacji. Jednak firmy nie chcą udostępniać takiej wiedzy ani opinii publicznej ani lekarzom.

Zawsze twierdziłam, że jeśli kobieta nie chce karmić piersią, nie powinno się jej do tego zmuszać, niezależnie od tego, czy dzieje się to na początku, czy też decyduje się przestać karmić później. Tyle tylko, że moim zdaniem, powinna być w pełni poinformowana o zagrożeniach dla zdrowia jej i jej dziecka. Powinna wiedzieć, że jej dziecko jest bardziej narażone na niebezpieczeństwo infekcji, nawet jeśli jest „zdrowo” karmione butelką a ona z kolei jest w większym stopniu narażona na zachorowanie na raka piersi. Tych faktów nie wolno przed kobietą ukrywać. Wielu lekarzy i położnych nie przekazuje tych informacji, ponieważ sami o tych zagrożeniach nie wiedzą. Również nie mówią, że mieszanki nie są tak bezpieczne i zdrowe, jak wynikałoby to z reklam. Z tego co wiem, w żadnym kraju nie istnieje system niezależnego monitorowania sztucznego mleka dla niemowląt. Brytyjska organizacja, The Caroline Walker Trust, przeprowadziła dogłębne badania i stwierdziła, że „wydaje się również niejasne, w jaki sposób firmy gwarantują, że składniki odżywcze występują we właściwych ilościach zarówno w chwili produkcji jak i pod koniec daty ważności produktu”. Jestem prawie pewna, że takie wątpliwości dotyczą nie tylko Wielkiej Brytanii, ale również Polski.

Po 30 latach pracy na rzecz wprowadzania w życie zasad Kodeksu zaobserwowałam, że producenci sztucznego mleka działają pod dyktando swoich rządów. Jeśli prawo jest silne i skuteczne a promocja jest zakazana, to notowania karmienia piersią rosną (przykładem może tu być Norwegia i do niedawna Gwatemala). Kiedy jest więcej reklam, spada liczba kobiet karmiących piersią. Zresztą takiej właśnie zależności należałoby oczekiwać. Koncerny nie byłyby gotowe płacić tak wysokich pensji swoim ekspertom od marketingu, gdyby nie osiągaliby tak fantastycznych wyników.

Newsweek: Czyli winne są firmy i ich niemoralne działania?
Gabrielle Palmer: Nawet najsłodszy kot będzie gonił za myszą. Firmy i koncerny zawsze zrobią wszystko, aby tylko zarobić pieniądze. W krajach z pobłażliwym prawem i przepisami nie będą same się ograniczać, kiedy stawką jest ich własny interes. Wiele rządów jest zbyt słabych i nazbyt skorumpowanych, by stawić czoła koncernom. Taką słabość przejawia nawet ONZ. WHO razem z UNICEF i organizacjami pozarządowymi (takimi jak IBFAN) ustanowiły Kodeks, ale już nie one rozstrzygają, czy jakiś rząd lub firma naruszyły jego zasady. Moim zdaniem, to zwykły wykręt prowadzący do pomijania milczeniem kwestii o dużym znaczeniu moralnym. Jaki jest sens tworzenia prawa i przepisów, jeśli nie bierzemy odpowiedzialności za wprowadzanie ich w życie?

Newsweek: A co z lekarzami?
Gabrielle Palmer: W ciągu ostatnich ponad stu lat przyczynili się do zniszczenia nawyku karmienia piersią w podobnym stopniu jak wielkie koncerny. Głównie przez pomyłkę. To nie ich wina. Tym lepszym udało się ocknąć i aktywnie zabrali się do wprowadzania zmian na lepsze. Niestety, większość lekarzy nie została fachowo przeszkolona. Wielu wciąż popełnia błędy przez swą ignorancję. Inni z kolei są uzależnieni od koncernów i ich naukowych stypendiów. Pracują pod wpływem marketingowych kampanii i godzą się na zakulisowe, często nieuczciwe naciski. Wielu lekarzy uznaje taki stan rzeczy za coś najzupełniej normalnego. Dlatego niezdrowe związki koncernów farmaceutycznych i producentów odżywek dla dzieci ze środowiskiem lekarzy stają się coraz silniejsze. Położne i pielęgniarki też dały się wplątać w tę zależność. Sponsorami wielu stowarzyszeń położnych są producenci żywności dla dzieci. Uważam, że nie można troszczyć się o kury, kiedy lis pomaga nam budować kurnik.

Newsweek: Czy producenci sztucznego mleka zareagowali w jakiś sposób na Pani kampanię?
Gabrielle Palmer: Po obronie pracy magisterskiej Nestle zaproponowało mi stypendium naukowe, które odrzuciłam. To było jeszcze, zanim napisałam swoją książkę. Później traktowali mnie dość niegrzecznie, choć część osób, z którymi się spotykałam, były całkiem miłe. Kilka lat temu w szwajcarskiej telewizji przedstawiciel Nestle nazwał mnie „nikczemną kobietą”.

Newsweek: Co Pani sądzi o kobietach, które swoje mleko oddają cudzym dzieciom?
Gabrielle Palmer: Nigdy nie zabraknie kobiet, które chcą dać swoje mleko chorym dzieciom. Taki współudział w karmieniu piersią powinien zostać formalnie uznany w systemie rachunkowości społecznej jako wkład w rozwój gospodarki narodowej. W niektórych społecznościach babcie po raz kolejny wytwarzają mleko i karmią piersią swoje wnuki. Uważam, że to cudowne.

Newsweek: A co sądzi pani o kobietach, które oddają swoje mleko za pieniądze?
Gabrielle Palmer: Moim zdaniem, może to zniszczyć istotę banków mleka (podobnie jak w przypadku oddawania krwi), ponieważ tutaj podstawą jest oddawanie za darmo. Kiedyś w kanadyjskiej prowincji Quebec próbowano płacić kobietom za karmienie piersią, ale ich liczba wcale nie wzrosła. Pieniądze, jak się okazuje, nie muszą być najlepszą motywacją. Jednocześnie wiem, że skandynawski model z XX wieku, kiedy państwo zapewniało rodzinom bezpieczeństwo finansowe, przez lata zmienił społeczeństwa z karmiących butelką w społeczeństwa matek karmiących piersią.

Rozmawiał Paweł Szaniawski, 17 listopada 2011


 Źródło artykułu: http://tinyurl.com/crr8kd5

P.S. Dla wszystkich, których interesuje temat profilaktyki zdrowia przygotowałem prezent. Każda osoba, która polubi tego bloga i zapisze się na listę, korzystając z poniższego formularza, otrzyma w najbliższych dniach darmowy fragment mojego e-booka pt.: "10 nawyków dla zdrowia, czyli jak cieszyć się dobrym zdrowiem zmieniając kilka prostych rzeczy."


Zgadzam się z Polityką Prywatności

Drogi czytelniku, jeżeli podoba Ci się to co przeczytałeś, proszę poleć ten artykuł innym, wciskając poniższy przycisk - „Poleć To"
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...