wtorek, 10 lipca 2012

Czas zabić ... pragnienie!

Zdjęcie: Greg Riegler Photography
Euro, euro i już po euro. Aż strach się przyznać, w kraju zdominowanym przez fanów piłki nożnej, że kibic ze mnie marny. Jeszcze jak nasi grali, to owszem interesowałem się ale po ich odpadnięciu jakoś mnie to nie rajcowało. No może tak było też dlatego, że elektroniczny reduktor dochodu (telewizor mam na myśli) stracił azyl w moim domu, więc by móc popatrzeć na jakiś mecz, musiałem specjalnie się wybrać do najbliższej pizzerii. Z tego co w necie wypatrzyłem Hiszpanom, mistrzostwa gratuluję i na tym kończę piłkarski temat.

Natomiast teraz, przejdę do właściwego tematu tego artykułu. Choć w tym roku trochę kapryśne to jednak lato mamy w pełni. A jak lato nas grzeje i rozpieszcza to i pić bardziej się nam chce – prawda? I właśnie postanowiłem ponownie wrócić do dawno już nie wznawianego tematu picia wody. Dlaczego ten temat? Cóż jeśli jeszcze nie czytałeś (tutaj i tutaj) na tym blogu o tym co jest jedną z najważniejszych spraw umożliwiających utrzymanie zdrowia, to możesz być nie świadom jak wielką i ważną rolę spełnia woda w naszym życiu.
Zapewne również i ty czytelniku wiesz, że nasz organizm składa się bez mała w 70% z wody – prawda? A przynajmniej tak można przeczytać w większości źródeł, które wyświetlają google. Wyobraź sobie, że przeciętny dorosły człowiek to przede wszystkim od 40 do 50 litrów wody. Praktycznie można by powiedzieć, że jesteśmy inteligentnymi „workami” z wodą. Co więcej poziom nawodnienia naszego organizmu z wiekiem maleje. Gdy rodzimy się woda stanowi niemal 90% naszego organizmu, natomiast gdy umieramy jest to poniżej 50%. Można by z tego wyciągnąć wniosek, że w pewnym sensie umieramy „z wysuszenia”. Oczywiście nie można tego traktować dosłownie, ale na pewno można by powiedzieć, że stan naszego zdrowia jest zależny od prawidłowej wymiany oraz ilości wody jaką dostarczamy naszemu organizmowi.
O tym, jakie ważną role spełnia w naszym organizmie woda pisałem już wcześniej. Jednak nic takiego się nie stanie jak ponownie powtórzę w ślad za fragmentem książki Stera Meyrowitza „Woda lekarstwo doskonałe” Podstawowe funkcje wody w naszym organizmie to:
  • poprawia dostawę tlenu do komórek,
  • przenosi substancje odżywcze,
  • umożliwia nawodnienie komórek,
  • nawilża powietrze, dzięki łatwiej jest oddychać,
  • amortyzuje kości i stawy,
  • absorbuje wstrząsy których doznają stawy i organy,
  • reguluje temperaturę ciała,
  • usuwa odpady przemiany materii,
  • wypłukuje toksyny,
  • zapobiega zlepieniu się tkanek,
  • nawilża stawy,
  • poprawia komunikację między komórkową,
  • podtrzymuje elektryczne właściwości komórek,
  • wspiera naturalne procesy regeneracji organizmu.
Tak więc, sam widzisz, że w niczym nie przesadzę jeśli powiem, że jakość spożywanej wody jest najważniejszym czynnikiem przekładającym się na nasze zdrowie. Pytanie tylko jaka jest jakość tej wody i na ile jesteś świadom jej jakości? Tak na początek tematu jakości dostępnej wody dla przykładu powiem, że jakiś czas temu w miejscowości w której mieszkam zasłyszałem plotkę o tym że nasze miejskie ujęcie wody zostało warunkowo dopuszczone do użytku ze względu na bardzo wysoką zawartość związków żelaza. Oczywiście uzyskać potwierdzenia takiej informacji nie sposób. Ale będąc zorientowanym w temacie dość łatwo przyszło mi w nią uwierzyć.

A więc do jakiej wody mamy dostęp? Najprościej było stwierdzić, że to co wypływa po odkręceniu kranu jest wodą, jednakże prawda jest zgoła inna. Płyn który leci z naszych kranów w najlepszym razie możemy nazwać roztworem chemicznym wielu związków ale czystą wodą na pewno określić tego czegoś nie możemy. Podam teraz kilka faktów na dowód powyższej tezy, zaczerpniętych z artykułu Marzeny Gwoździk pt.: „Zdrowa woda do picia i gotowania”. „W Polsce obowiązuje przepis, który nakazuje zakładom wodociągowym pobierać wodę wyłącznie z rzek I klasy czystości. Ten przepis jest ustawicznie łamany, bo w Polsce nie ma już takich rzek, a wodę pitną produkuje się z wód o III klasie czystości (woda nadająca się wg przepisu do zaopatrywania zakładów przemysłowych i nawadniania pól) lub nawet poza klasowych (ścieki).

W 1955 roku mieliśmy jeszcze 55% wód I klasy czystości, w roku 1965—już tylko 35%, a w roku 1995 — 2,4%. Dziś z kolei słyszy się o skażeniu wód głębinowych „chemią” pochodzącą z powierzchni ziemi (Pierwsza ustawa, która wspomina o dopuszczeniu chorobotwórczych związków w wodach mineralnych ukazała się już w 1990r).

Połowa polskiego społeczeństwa korzysta jeszcze ciągle z wody pitnej ze studni, a z badań sanepidu wynika, że ponad 80% tych studni należałoby właściwie zamknąć. Problem jakości wody nasila się szczególnie, jeżeli chodzi o związki chemiczne w niej rozpuszczone, które w 100% przechodzą do kranu. Bowiem żadna stacja wodociągowa nie oczyszcza wody z chemii rozpuszczonej, pochodzącej ze ścieków komunalnych, przemysłowych i rolniczych. W wielu miastach pije się nie wodę, ale roztwór związków chemicznych. Wisłą i Odrą spływa do morza Bałtyckiego każdego roku ok. 2500 ton cynku, 370 ton ołowiu, 81 ton rtęci i 42 tony kadmu. Zanieczyszczenia podwajają się co 10 lat. Picie wody z takich ujęć grozi przede wszystkim powstaniem alergii i nowotworów, ciężkich i nieodwracalnych zmian w kościach. Może doprowadzić też do zmian genetycznych. Ale ścieki przemysłowe i komunalne, to jeszcze nie wszystko.

W wyniku opadów atmosferycznych zawierających pyły przemysłowe, oraz wypłukiwania szkodliwych substancji ze zwałowisk odpadów, w wyniku stosowania nawozów i środków ochrony roślin, do wód powierzchniowych również przedostaje się wiele szkodliwych substancji. Doc. dr hab. Stefan Maziarka z Państwowego Zakładu Higieny wyjaśnia: „Zakażeniom bakteriologicznym zapobiegamy silnie chlorując wodę, ale zanieczyszczeń przemysłowych nie można w ten sposób usunąć. Toksyczne substancje zostają, przenikają do organizmu i wywołują zatrucia. Nie ostre, rzecz jasna, ale te toksyczne substancje odkładają się w naszych organizmach na zasadzie ziarnko do ziarnka. Gdy taką wodę pije się codziennie, szkodliwe czynniki kumulują się...”.

Trzeba też zwrócić uwagę , że jakość wody „kranówki” w poważnym stopniu pogarszają rury sieci wodociągowej. Woda płynąc kilometrami w rurach azbestowo-cementowych, z polichlorku winylu (PVC), starymi rurami z ołowiu, czy też nowymi miedzianymi wzbogaca sie o bardzo wiele niebezpiecznych pierwiastków (miedź, ołów) i często rakotwórczych związków chemicznych (azbest, chlorek winylu itp.). Jakość wody pogarszają również różne uszczelniacze połączeń rur oparte na asfalcie i ołowiu oraz cynowe spawy i mosiężna armatura. Polska Norma każe szukać w wodzie pitnej około 43 pierwiastków i związków chemicznych, które szkodzą naszemu zdrowiu, podczas gdy winnych krajach Europy liczba badanych związków i pierwiastków dochodzi do 250. Nasza norma dba jedynie o właściwości organoleptyczne wody. Dopuszczone są zawiesiny, organizmy wodne martwe i żywe, plamy oleju itp. pod warunkiem, że nie są one widoczne w szklanych naczyniach.

W takim razie jaką mamy alternatywę do wody kranowej. Oczywiście woda butelkowana – prawda? No cóż z przykrością muszę stwierdzić, że i ona pozostawia wiele do życzenia. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że w miejsce wody mineralnej z eksploatowanych źródeł zasysana jest woda powierzchniowa, ponieważ działa zwykłe podciśnienie, czyli prawo fizyki. A po drugie kiedyś, gdy rozpoczynano eksploatację tych ujęć mieliśmy zarejestrowanych tylko 28 wód mineralnych w Polsce, podczas gdy obecnie mamy ich zarejestrowanych kilkaset! Sławetna woda żywiec wcale nie pochodzi z Żywca a jedynie nosi taką nawę handlową, podobnie zresztą jak kropla beskidu i wiele innych. Ciekawe prawda?
Aktualnie na rynku wód mineralnych panuje wolna amerykanka. Aktualnie wszyscy producenci wód mineralnych i źródlanych mają prawo mieszać je z wodami kranowymi i to w dowolnych proporcjach. Jak myślisz – nie będą z tego korzystali? Oczywiście że będą i w dodatku robią to bardzo chętnie. Jak to się zaczęło? Proces ten rozpoczął się kilka lat temu, gdy po raz pierwszy zmieniono w 1990 roku normę dla wód mineralnych, która to dopuszcza w składzie takiej wody związki szkodliwe dla zdrowia (w tym metale ciężkie). Podobnie uczyniono w roku 1997, kiedy to w nowej normie, rozszerzono listę związków chemicznych dopuszczonych w wodzie mineralnej oraz dopuszczono większą ich ilość. W ten sposób dopuszczono związki chemiczne, których źródłem są ścieki przemysłowe, rolnicze, śmietniki komunalne i szamba. Więcej na ten temat przeczytasz w tym artykule, znajdziesz tam również bardzo ciekawą tabelkę, w której pokazane jest zestawienie dopuszczalnej zawartości wybranych pierwiastków i związków chemicznych w wodzie pitnej i mineralnej.

W takiej sytuacji jaką mamy alternatywę? Jedyna rada jaką można w tym momencie dać to samodzielne zadbanie o porządną wodę z wykorzystaniem odpowiedniej jej filtracji w domu tuż przed spożyciem. Jak napisała wcześniej cytowana Marzena Gwoździk: „Wielu konsumentów wody ratuje się poprzez doczyszczanie jej małymi, tanimi, domowymi filtrami. Nasz rynek zalany jest różnej maści filtrami mechanicznymi oraz filtrami z węglem aktywnym. Ale nie łudźmy się, filtry mechaniczne usuną tylko nierozpuszczalne w wodzie części mechaniczne, najczęściej takie, które nie maja wpływu na nasze zdrowie. Natomiast jedyną zaletą filtrów z węglem aktywnym jest ich sorbcyjność w stosunku do chloru i niewiele poza tym. Ich ogromną wadą jest fakt, że są jednocześnie wylęgarnią bakterii, a związki chemiczne rozpuszczone w wodzie przechodzą przez nie w 100 %”.

Inną formą oczyszczania wody we własnym zakresie jest stosowanie filtrów z odwróconą osmozą. Na pewno ma one swoje zalety. Ale moim zdaniem i one pozostawiają sporo do życzenia. Dlaczego tak uważam? W najbliższych tygodniach zamieszczę obszerny artykuł na ten temat a teraz jedynie ograniczę się do kilku informacji. Choć filtry osmotyczne redukują zawarty w wodzie chlor, to niestety nie usuwają one tzw. THMów (trihalometany), obecnych w każdej wodzie chlorowanej. Są to bardzo niebezpieczne, rakotwórcze związki chemiczne, a fakt ten stanowi bardzo istotną wadę tych filtrów. Drugą wadą o której wspomnę jest bardzo niska efektywność tych filtrów, która wiąże się z dużym marnowaniem wody. W odwróconej osmozie wykorzystuje się tylko niewielki procent wody, która "przychodzi do filtrowania". Na 1 litr wody przefiltrowanej za pomocą odwróconej osmozy przypada około 8 litrów wody spływającej bezużytecznie do kanalizacji. W momencie gdy w mieszkaniu masz zamontowany licznik poboru wody, a obecnie każdy tak ma, zostajesz obciążony sporym wydatkiem związanym z marnotrawioną przez filtr osmotyczny wodą.

Tak więc, jaki inny masz wybór. Ujmę to w następujący sposób. Ze znanych mi informacji o dostępnych możliwościach sądzę, że jedynym rozsądną możliwością dla mnie i mojej rodziny jest filtr wyposażony w odpowiednio gruby wkład, z aktywowanego, prasowanego węgla, który dodatkowo wyposażony jest w lampę UV. Jedyną znaną mi marką, która spełnia te warunki jest filtr marki eSpring i właśnie z takiego osobiście korzystam. Aktualnie jest jeszcze jeden, dodatkowy atut wyboru tego filtra, a jest nim fakt, że można go nabyć z dodatkową 10% zniżką. Ale o samym filtrze napiszę nieco szerzej innym razem.

P.S. Czy wiesz, że wprowadzając kilka prosty zmian do swojego życia, unikniesz większości szalejących chorób cywilizacyjnych, poprawisz swoje samopoczucie oraz zdrowie by móc cieszyć się nim przez długie lata. Poznaj dwa pierwsze kroki!  ZAPISZ SIĘ TERAZ by otrzymać darmowy fragment mojego e-booka pt.: "10 nawyków dla zdrowia, czyli jak cieszyć się dobrym zdrowiem wprowadzając kilka prostych zmian."

Zgadzam się z Polityką Prywatności
Drogi czytelniku, jeżeli podoba Ci się to co przeczytałeś, proszę poleć ten artykuł innym, wciskając poniższy przycisk - „Poleć To"


Jeżeli to, co tu przeczytałeś jest dla Ciebie cenne, wspomóż mnie darowizną, bym mógł nadal tworzyć ten blog dla Ciebie. Dziękuję!

Dla zainteresowanych system oczyszczania wody eSpring, do końca sierpnia TUTAJ można zamówić o 10% taniej.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...