wtorek, 3 lipca 2012

Jak owce na rzeź!


W poprzednim tygodniu zamieściłem artykuł Justyny Sochy o błędnym łączeniu epidemiologii i matematyki. Dziś, zgodnie z obietnicą zamieszczę kolejny artykuł tej autorki. Jak już wielokrotnie wspominałem temat szczepień, z wiadomych powodów jest mi bliski. Te dwa małe powody ciągle biegają po domu i za wszelką cenę próbują go roznieść na elementy pierwsze. Są wyjątkowo utalentowane te dwa małe powody, począwszy od pozowania na klauna i rozbawiania wszystkich wkoło, skończywszy na czyszczeniu wszystkiego z pomocą ogrodowej ziemi. Ale to co dla mnie jest najważniejsze, to fakt o którym parokrotnie już wspominałem, że obaj rosną i są w pełni zdrowi a co ważniejsze ich układ odpornościowy rozwija się w sposób naturalny, w swoim własnym tempie.
Moje dwie pociechy Patryk i  Marcin - w akcji.

Efekt tego jest taki, że w odróżnieniu od większości znanych mi dzieci w tym wieku są nad podziw odporni a jeśli z rzadka, kiedy już trafi się jakaś infekcja, trwa ona około 1 – 2 dni i niemal samoistnie znika, bez stosowania jakichkolwiek konwencjonalnych leków (przede wszystkim bez antybiotyków). Temat szczepień jest o tyle aktualny, że właśnie w tych dniach ma miejsce próba przepchnięcia przez parlament kolejnej ustawy, która jeśli wejdzie w życie da znacznie większe uprawnienia sanepidowi niż dotychczas posiadał. W efekcie jej wprowadzenia, przy następnej nagonce ze strony kartelu farmaceutycznego pod tytułem grypy świńskiej, ptasiej, krowiej czy kociej (diabli wiedzą jaką kolejną wymyślą), kraj nasz będzie niemal zmuszony zakupić stworzone w tym celu preparaty i w imię wyższego (kogo? - nie wiem, bo na pewno nie naszego) dobra, podać je wszystkim obywatelom. Po więcej szczegółów odsyłam tutaj i tutaj.


I właśnie z tym pozornym wyższym dobrem ogółu wiąże się kolejny artykuł Justyny Sochy pt: „Odporność zbiorowiskowa cz. I – Iluzja poparcia społecznego”, do którego przeczytania serdecznie zapraszam.


„W poprzednim tekście pt.: Debata o szczepieniach – błędne łączenie epidemiologii i matematyki pisałam, że oprócz indywidualnego bilansu korzyści i ryzyka (z założeniem wystąpienia infekcji zaliczanej do niedawna do “chorób wieku dziecięcego”) dodatkowym elementem decyzji o szczepieniu lub nieszczepieniu może być udział w tworzeniu tzw. odporności zbiorowiskowej. Konieczność jej wytworzenia lub podtrzymania jest argumentem za koniecznością stosowania przymusu i represji, którym posługują się środowiska środowiska sanitarno-epidemiologiczne, wakcynologiczne jak i wielu fanatycznych zwolenników przymusu szczepień nie swoich dzieci. Środowiska te powołują się nawet na art. 31 ust. 3 Konstytucji mówiący o możliwych ograniczeniach w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw.

Z moich obserwacji wynika, że argument ten używany jest bezpodstawnie w odniesieniu do wszystkich możliwych szczepień. Nigdy nie jest też poparty precyzyjnymi danymi dotyczącym rzekomo największych beneficjentów tego zjawiska, czyli osób zwolnionych ze szczepień ze względu na medyczne przeciwwskazania do szczepienia. Stawiam zatem tezę, że koncepcja „solidarności” z tymi osobami to idea sztuczna, stworzona wyłącznie na potrzeby promocji i przymusu szczepień. Poniżej przedstawię argumenty pokazujące, że „odporność zbiorowiskowa” i „ochrona osób nieszczepionych” nie jest i nigdy nie była rzeczywistą motywacją do szczepienia dzieci i dorosłych, co można wyraźnie zaobserwować u wielu nieszczepiących lub szczepiących wybiórczo rodziców (fałszywie etykietowanych jako “ruch antyszczepionkowy”).

Krótkie wprowadzenie do odporności zbiorowiskowej

Dla niewtajemniczonych podaję opis odporności zbiorowiskowej (inaczej gromadnej, zbiorowej, stadnej) wg lek. Izabeli Taczoń przedstawiony na portalu internetowym „Medycyny Praktycznej”:

Szczepienia chronią indywidualne osoby przed zachorowaniem. Stosowane masowo w określonej populacji zapobiegają rozprzestrzenianiu się choroby zakaźnej, chroniąc również osoby nieszczepione, a poprzez to zmniejszają liczbę zachorowań w całej grupie. Takie zjawisko zostało opisane w odniesieniu do wielu różnych chorób zakaźnych i jest znane jako odporność gromadna (herd immunity).… Masowe szczepienia stały się podstawą eradykacji poliomyelitis, eliminacji odry, a także do zapobiegania występowania np. zespołu różyczki wrodzonej. [podkreślenie aut.]

Poniżej przyjrzymy się właśnie kwestii ochrony osób nieszczepionych. Przy czym skoncentrujemy się wyłącznie na jednej podgrupie nieszczepionych, czyli zwolnionych ze szczepień ze względu na medyczne przeciwwskazania do szczepienia.

Kluczowe pytania dotyczące zwolnionych ze szczepień

  • Ile jest w kraju osób zwolnionych ze szczepień ze względu na przeciwwskazania i potrzebujących „odporności zbiorowiskowej”? W prasie znajdziemy wiele doniesień, że obecne szczepionki są na tyle bezpieczne, że „… żadna choroba nie jest przeciwwskazaniem do szczepienia” i dlatego szczepi się dzieci z chronicznymi chorobami, z nowotworami, a także wcześniaki, dzieci z zaburzeniami neurologicznymi, a zaburzenia będące przeciwwskazaniem do standardowego kalendarza szczepień są nierozpoznawane, np. w Polsce nie rozpoznaje się 70-90% pierwotnych zaburzeń odporności u dzieci.
  • Ile nieszczepionych osób/rodziców nieszczepionych dzieci domaga się faktycznie przymusowego szczepienia innych osób (zwłaszcza, że zwolnienia ze szczepień przyznawane są też na skutek wystąpienia powikłań poszczepiennych)?
  • W jakim stopniu rodzice takich osób, najbliższa rodzina, czy inne osoby z bliskiego kontaktu poddają się wszystkim możliwym szczepieniom dla dobra danej osoby?

Czy ktoś zna odpowiedzi na te pytania?

Co ciekawe, ogólnodostępne źródła pokazują, że dobrowolne szczepienie dzieci i dorosłych w celu zapewnienia ochrony osobom nieszczepionym nie jest i nie było praktykowane w naszym kraju.

Iluzja poparcia społecznego dla walki z zarazkami poprzez szczepienia

1) Pracownicy służby zdrowia nie praktykują walki z zarazkami poprzez własne szczepienia mimo częstego i bliskiego kontaktu z wieloma dziećmi zwolnionymi ze szczepień. Przykłady:

  • Tylko 6% procent pracowników służby zdrowia poddało się szczepieniu przeciwgrypowemu w sezonie 2011/2012, a pomysł refundacji i upowszechnienia tych szczepień został odrzucony przez pracowników służby zdrowia w 2010 roku.



  • Znikomy procent (nieznany dokładnie) pracowników służby zdrowia poddaje się nierefundowanemu przez Ministerstwo Zdrowia szczepieniu dTap, czyli przeciwko błonicy, tężcowi i krztuścowi, mimo że od dawna  „Pracowników ochrony zdrowia uważa się za grupę wysokiego ryzyka zakażenia [i transmisji - przypis autora] pałeczką B.pertussis“.



  • Najprawdopodobniej jeszcze mniejszą popularnością cieszą się szczepienia przeciwko pneumokokom, meningokokom i półpaścowi, choć każde z tych szczepień zmniejsza prawdopodobieństwo transmisji zarazków na pacjentów.


2) Z historii szczepień i danych o wyszczepialności w 2010 roku wynika jednoznacznie, że w Polsce nie praktykowano i nadal nie praktykuje się szczepień własnych dzieci dla ochrony nieszczepionych, jeśli rodzice uznają dane szczepienia za niepotrzebne dla własnego dziecka. Przykłady:

  • Wprowadzone szczepienie przeciwko odrze w 1972 roku nie spotkało się z akceptacją większości rodziców i wielu lekarzy (jedynie 20% rodziców dzieci w wieku 1-4 lata skorzystało z tej oferty w latach 1972-1974). Dopiero wprowadzenie tego szczepienia do obowiązkowego programu szczepień w 1975 roku pomogło uzyskać wysoką wyszczepialność w następnych latach.

  • W 1995 roku udostępniono (bez refundacji) polskim rodzicom szczepionkę odra, świnka, różyczka (MMR) dla dzieci w drugim roku życia, aby uzyskać wysoką wyszczepialność przeciwko śwince i różyczce. Do 2004 roku ok. 20% rodziców (średnia z lat 1995-2003) wykupiło preparat MMR. Rozpowszechnienie akceptacji szczepień przeciwko różyczce i śwince u dzieci w 2 roku życia uzyskano poprzez wprowadzenie MMR w 2004 roku na listę szczepień obowiązkowych (i przez to refundowanych). Do 2004 roku stosowano w Polsce skuteczny program zapobiegania zespołowi różyczki wrodzonej przez szczepienia 13-letnich dziewcząt, a szczepienia przeciwko wirusowi świnki były jedynie zalecane.

  • Popularność szczepień dzieci preparatami nierefundowanymi jest w Polsce znikoma (np. szczepienia przeciwko pneumokokom, ospie wietrznej, rotawirusom, grypie, meningokokom), mimo że nie brak jest obecnie kampanii informacyjnych pod hasłami podkreślającymi zapobieganie rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych na inne osoby np. „Szczepiąc siebie – chronisz bliskich” – hasło V Europejskiego Tygodnia Szczepień z 2010 roku.

Pora na wnioski

W naszym społeczeństwie nie było i nie ma praktyki narażania własnego zdrowia na możliwe powikłania poszczepienne dla dobra dzieci czy osób zwolnionych ze szczepień. Nie praktykują tego pracownicy służby zdrowia; nie praktykują tego dorośli na sobie ani na swoich dzieciach, dopóki szczepienie nie stanie się obowiązkowe i refundowane; nie praktykują tego najprawdopodobniej osoby z najbliższego kontaktu dzieci nieszczepionych.

Wiedzą o tym wakcynolodzy i urzędnicy służb sanitarno-epidmiologicznych, co jest powodem jedynie zalecania wszystkich nowych szczepień dla dorosłych bez kampanii na rzecz obowiązku lub przymusu szczepień w tej grupie wiekowej. Dlatego jedynym celem dotychczasowych działań propagandowych szczepionkowego establishmentu jest wzburzenie społecznej agresji skierowanej na nieszczepione dzieci i ich rodziców. Stosowanie dyskryminacji, represji czy przymusu szczepień u dzieci jest wynikiem m.in. braku zrozumienia rodziców, którzy na pierwszym miejscu stawiają indywidualny bilans korzyści i ryzyka danego szczepienia dla własnego dziecka. Istniejąca odporność zbiorowiskowa (np. przeciwko wirusowi polio – do tych szczepień nie trzeba było przymuszać polskich rodziców) jest produktem ubocznym indywidualnych decyzji o ochronie własnych dzieci przed chorobą lub powikłaniami.

Co więcej, można założyć, że większość rodziców dzieci zwolnionych ze szczepień nie oczekuje takiego poświęcenia ze strony innych rodziców. Solidarność z nieszczepionymi to sztuczna idea stworzona na potrzeby promocji i przymusu szczepień. Zauważmy też, że w praktyce ta sztucznie stworzona i niepraktykowana w naszym kraju „solidarność” kończy się w momencie wystąpienia powikłania poszczepiennego u szczepionego danego dziecka. W Polsce brak jest programu kompensującego wystąpienie powikłań poszczepiennych (zwłaszcza jeśli rodzice lub opiekunowie zostali przymuszeni do szczepienia przez groźbę kary finansowej lub inne środki przymusu np. straszenie odebraniem praw rodzicielskich). Nie widać też, aby rodzice nieszczepionych dzieci czy też często spotykani w Internecie zwolennicy przymusu szczepienia cudzych dzieci organizowali inicjatywy pomocy osobom poszkodowanym przez szczepienia.

Ceną masowych szczepień są nie tylko uznane i nieuznane naukowo powikłania poszczepienne, czy też utrwalenie odpowiedzialnych za większość powikłań pochorobowych zaniedbań systemowych, medycznych czy rodzicielskich (o tym innym razem). Ceną masowych szczepień wszystkich dzieci jest też uzależnienie wielu szczepionych osób i wielu niemowląt pozbawionych biernego uodpornienia (przeciwciał matki) od wyszczepialności następnych pokoleń – o tym w części drugiej (wkrótce). Najwyższą cenę przyjdzie jednak zapłacić wszystkim, gdy przymus do szczepień stanie się powszechną praktyką, która zacementuje wypaczoną definicję człowieka jako  „rezerwuaru zarazków” i będzie wstępem do farmakologicznego gwałcenia wolności człowieka w imię pseudoprofilaktyki zdrowia publicznego.

Justyna Socha

Źródło artykułu: Nowa Debata


Na samym początku krótko wspomniałem o antybiotykach (że moi chłopcy wychodzą z ewentualnych infekcji bez jakichkolwiek konwencjonalnych leków a tym bardziej bez podawania antybiotyków) koniec dodam od siebie jeszcze kilka słów na ich temat. Dla uściślenia powiem, że nie jestem całkowicie przeciwny podawania antybiotyków a jedynie jestem za rozsądnym ich stosowanie, jedynie w takich sytuacjach gdy użycie ich jest jedyną możliwą drogą do opanowania infekcji. Dlaczego mam takie zdanie na ten temat? Już wyjaśniam.

Jak łatwo zauważyć, w ostatnich czasach antybiotyki weszły na stałe w panteon nagminnie stosowanych preparatów, w niemal wszystkich sytuacjach. Wystarczy pójść z dzieckiem do lekarza z pierwszym lepszym przeziębieniem, by z reguły wyjść z receptą na antybiotyk. Wiem, generalizuję w tym momencie i pewnie posypią się gromy na moją głowę za to, ale taka jest często powszechnie stosowana reguła i zarazem smutna prawda dotycząca medycyny klasycznej. I celowo pomijam (bo większość osób już o tym wie) w tym momencie fakt, że antybiotyki nie działają na wirusy a jedynie na bakterie. Pozostaje mi tylko zadać pytanie, który lekarz przed zapisaniem antybiotyku robi np. wymaz po to by stwierdzić czy ma do czynienia z bakteriami (jeśli tak to jakimi) czy może z wirusem?

Dodatkowo dopowiem, że zgodnie z poniżej cytowaną wypowiedzią warto zapamiętać, że każde podanie antybiotyku może nieść (i niesie) ze sobą skutki uboczne: Według prof. Samolińskiego, nadużywanie antybiotyków może mieć wiele negatywnych konsekwencji. Nie tylko powoduje wzrost oporności bakterii na znane antybiotyki (co ogranicza możliwości terapeutyczne), ale ma też negatywny wpływ na kondycję układu odporności. Niektóre prace wskazują np., że stosowanie antybiotykoterapii w pierwszych latach życia dziecka zwiększa ryzyko pojawienia się u niego alergii.

Sugerują to również badania przeprowadzone przez studentów prof. Samolińskiego w grupie ok. 1,5 tys. dzieci z warszawskiej dzielnicy Ochota. Tylko 30 proc. z nich nie otrzymało antybiotyku przed ukończeniem 1. roku życia (gdy układ odporności jest najbardziej wrażliwy), a przed 3. rokiem życia odsetek ten wyniósł 10-14 proc. zależnie od płci. Analiza ujawniła, że w grupie, w której przed ukończeniem 3 lat rozwinęła się alergia (np. alergiczny nieżyt nosa czy astma) najwięcej maluchów otrzymywało antybiotyk. Ponadto, w grupie tej największa liczba dzieci obyła poddawana antybiotykoterapii wielokrotnie.

Tak więc, ponownie zachęcam do samodzielnego interesowania się własnym (oraz swoich najbliższych) zdrowiem, samodzielnego czytania w tej kwestii i poszerzania swojej wiedzy oraz samodzielnego brania odpowiedzialności na siebie za swoje zdrowie. W tym celu polecam zaopatrzenie się w: 10 nawyków dla zdrowia


Na koniec przypominam o konkursie który ogłosiłem w poprzednim wpisie - zapraszam do wzięcia w nim udziału


Źródło cyctatu: www.naukawpolsce.pap.pl




P.S. Czy wiesz, że wprowadzając kilka prosty zmian do swojego życia, unikniesz większości szalejących chorób cywilizacyjnych, poprawisz swoje samopoczucie oraz zdrowie by móc cieszyć się nim przez długie lata. Poznaj dwa pierwsze kroki!  ZAPISZ SIĘ TERAZ by otrzymać darmowy fragment mojego e-booka pt.: "10 nawyków dla zdrowia, czyli jak cieszyć się dobrym zdrowiem wprowadzając kilka prostych zmian."
Imię:                                                                    
Adres email:                                                         
                                                                                    

Drogi czytelniku, jeżeli podoba Ci się to co przeczytałeś, proszę poleć ten artykuł innym, wciskając poniższy przycisk - „Poleć To"
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...