W poprzednim tygodniu zamieściłem
artykuł Justyny Sochy o błędnym
łączeniu epidemiologii i matematyki. Dziś, zgodnie z obietnicą
zamieszczę kolejny artykuł tej autorki. Jak już wielokrotnie
wspominałem temat szczepień, z wiadomych powodów jest mi bliski.
Te dwa małe powody ciągle biegają po domu i za wszelką cenę
próbują go roznieść na elementy pierwsze. Są wyjątkowo
utalentowane te dwa małe powody, począwszy od pozowania na klauna i
rozbawiania wszystkich wkoło, skończywszy na czyszczeniu
wszystkiego z pomocą ogrodowej ziemi. Ale to co dla mnie jest
najważniejsze, to fakt o którym parokrotnie już wspominałem, że
obaj rosną i są w pełni zdrowi a co ważniejsze ich układ
odpornościowy rozwija się w sposób naturalny, w swoim własnym
tempie.
Moje dwie pociechy Patryk i Marcin - w akcji. |
Efekt tego jest
taki, że w odróżnieniu od większości znanych mi dzieci w tym
wieku są nad podziw odporni a jeśli z rzadka, kiedy już trafi się jakaś
infekcja, trwa ona około 1 – 2 dni i niemal samoistnie znika, bez
stosowania jakichkolwiek konwencjonalnych leków (przede wszystkim bez antybiotyków). Temat szczepień jest o tyle aktualny, że właśnie
w tych dniach ma miejsce próba przepchnięcia przez parlament
kolejnej ustawy, która jeśli wejdzie w życie da znacznie większe
uprawnienia sanepidowi niż dotychczas posiadał. W efekcie jej wprowadzenia,
przy następnej nagonce ze strony kartelu farmaceutycznego pod
tytułem grypy świńskiej, ptasiej, krowiej czy kociej (diabli
wiedzą jaką kolejną wymyślą), kraj nasz będzie niemal zmuszony
zakupić stworzone w tym celu preparaty i w imię wyższego (kogo?
- nie wiem, bo na pewno nie naszego) dobra, podać je wszystkim obywatelom. Po więcej szczegółów odsyłam tutaj i tutaj.
I właśnie z tym
pozornym wyższym dobrem ogółu wiąże się kolejny artykuł Justyny
Sochy pt: „Odporność zbiorowiskowa cz. I – Iluzja poparcia
społecznego”, do którego przeczytania serdecznie zapraszam.
„W poprzednim
tekście pt.: Debata o szczepieniach – błędne łączenie
epidemiologii i matematyki pisałam, że oprócz indywidualnego
bilansu korzyści i ryzyka (z założeniem wystąpienia infekcji
zaliczanej do niedawna do “chorób wieku dziecięcego”)
dodatkowym elementem decyzji o szczepieniu lub nieszczepieniu może
być udział w tworzeniu tzw. odporności zbiorowiskowej. Konieczność
jej wytworzenia lub podtrzymania jest argumentem za koniecznością
stosowania przymusu i represji, którym posługują się środowiska
środowiska sanitarno-epidemiologiczne, wakcynologiczne jak i wielu
fanatycznych zwolenników przymusu szczepień nie swoich dzieci.
Środowiska te powołują się nawet na art. 31 ust. 3 Konstytucji
mówiący o możliwych ograniczeniach w zakresie korzystania z
konstytucyjnych wolności i praw.
Z moich obserwacji
wynika, że argument ten używany jest bezpodstawnie w odniesieniu do
wszystkich możliwych szczepień. Nigdy nie jest też poparty
precyzyjnymi danymi dotyczącym rzekomo największych beneficjentów
tego zjawiska, czyli osób zwolnionych ze szczepień ze względu na
medyczne przeciwwskazania do szczepienia. Stawiam zatem tezę, że
koncepcja „solidarności” z tymi osobami to idea sztuczna,
stworzona wyłącznie na potrzeby promocji i przymusu szczepień.
Poniżej przedstawię argumenty pokazujące, że „odporność
zbiorowiskowa” i „ochrona osób nieszczepionych” nie jest i
nigdy nie była rzeczywistą motywacją do szczepienia dzieci i
dorosłych, co można wyraźnie zaobserwować u wielu nieszczepiących
lub szczepiących wybiórczo rodziców (fałszywie etykietowanych
jako “ruch antyszczepionkowy”).
Krótkie
wprowadzenie do odporności zbiorowiskowej
Dla
niewtajemniczonych podaję opis odporności zbiorowiskowej (inaczej
gromadnej, zbiorowej, stadnej) wg lek. Izabeli Taczoń przedstawiony
na portalu internetowym „Medycyny Praktycznej”:
Szczepienia chronią indywidualne osoby przed zachorowaniem. Stosowane masowo w określonej populacji zapobiegają rozprzestrzenianiu się choroby zakaźnej, chroniąc również osoby nieszczepione, a poprzez to zmniejszają liczbę zachorowań w całej grupie. Takie zjawisko zostało opisane w odniesieniu do wielu różnych chorób zakaźnych i jest znane jako odporność gromadna (herd immunity).… Masowe szczepienia stały się podstawą eradykacji poliomyelitis, eliminacji odry, a także do zapobiegania występowania np. zespołu różyczki wrodzonej. [podkreślenie aut.]
Poniżej
przyjrzymy się właśnie kwestii ochrony osób nieszczepionych. Przy
czym skoncentrujemy się wyłącznie na jednej podgrupie
nieszczepionych, czyli zwolnionych ze szczepień ze względu na
medyczne przeciwwskazania do szczepienia.
Kluczowe
pytania dotyczące zwolnionych ze szczepień
- Ile jest w kraju osób zwolnionych ze szczepień ze względu na przeciwwskazania i potrzebujących „odporności zbiorowiskowej”? W prasie znajdziemy wiele doniesień, że obecne szczepionki są na tyle bezpieczne, że „… żadna choroba nie jest przeciwwskazaniem do szczepienia” i dlatego szczepi się dzieci z chronicznymi chorobami, z nowotworami, a także wcześniaki, dzieci z zaburzeniami neurologicznymi, a zaburzenia będące przeciwwskazaniem do standardowego kalendarza szczepień są nierozpoznawane, np. w Polsce nie rozpoznaje się 70-90% pierwotnych zaburzeń odporności u dzieci.
- Ile nieszczepionych osób/rodziców nieszczepionych dzieci domaga się faktycznie przymusowego szczepienia innych osób (zwłaszcza, że zwolnienia ze szczepień przyznawane są też na skutek wystąpienia powikłań poszczepiennych)?
- W jakim stopniu rodzice takich osób, najbliższa rodzina, czy inne osoby z bliskiego kontaktu poddają się wszystkim możliwym szczepieniom dla dobra danej osoby?
Czy ktoś zna
odpowiedzi na te pytania?
Co ciekawe,
ogólnodostępne źródła pokazują, że dobrowolne szczepienie
dzieci i dorosłych w celu zapewnienia ochrony osobom nieszczepionym
nie jest i nie było praktykowane w naszym kraju.
Iluzja poparcia
społecznego dla walki z zarazkami poprzez szczepienia
1) Pracownicy
służby zdrowia nie praktykują walki z zarazkami poprzez własne
szczepienia mimo częstego i bliskiego kontaktu z wieloma dziećmi
zwolnionymi ze szczepień. Przykłady:
- Tylko 6% procent pracowników służby zdrowia poddało się szczepieniu przeciwgrypowemu w sezonie 2011/2012, a pomysł refundacji i upowszechnienia tych szczepień został odrzucony przez pracowników służby zdrowia w 2010 roku.
- Znikomy procent (nieznany dokładnie) pracowników służby zdrowia poddaje się nierefundowanemu przez Ministerstwo Zdrowia szczepieniu dTap, czyli przeciwko błonicy, tężcowi i krztuścowi, mimo że od dawna „Pracowników ochrony zdrowia uważa się za grupę wysokiego ryzyka zakażenia [i transmisji - przypis autora] pałeczką B.pertussis“.
- Najprawdopodobniej jeszcze mniejszą popularnością cieszą się szczepienia przeciwko pneumokokom, meningokokom i półpaścowi, choć każde z tych szczepień zmniejsza prawdopodobieństwo transmisji zarazków na pacjentów.
2) Z historii
szczepień i danych o wyszczepialności w 2010 roku wynika
jednoznacznie, że w Polsce nie praktykowano i nadal nie praktykuje
się szczepień własnych dzieci dla ochrony nieszczepionych, jeśli
rodzice uznają dane szczepienia za niepotrzebne dla własnego
dziecka. Przykłady:
- Wprowadzone szczepienie przeciwko odrze w 1972 roku nie spotkało się z akceptacją większości rodziców i wielu lekarzy (jedynie 20% rodziców dzieci w wieku 1-4 lata skorzystało z tej oferty w latach 1972-1974). Dopiero wprowadzenie tego szczepienia do obowiązkowego programu szczepień w 1975 roku pomogło uzyskać wysoką wyszczepialność w następnych latach.
- W 1995 roku udostępniono (bez refundacji) polskim rodzicom szczepionkę odra, świnka, różyczka (MMR) dla dzieci w drugim roku życia, aby uzyskać wysoką wyszczepialność przeciwko śwince i różyczce. Do 2004 roku ok. 20% rodziców (średnia z lat 1995-2003) wykupiło preparat MMR. Rozpowszechnienie akceptacji szczepień przeciwko różyczce i śwince u dzieci w 2 roku życia uzyskano poprzez wprowadzenie MMR w 2004 roku na listę szczepień obowiązkowych (i przez to refundowanych). Do 2004 roku stosowano w Polsce skuteczny program zapobiegania zespołowi różyczki wrodzonej przez szczepienia 13-letnich dziewcząt, a szczepienia przeciwko wirusowi świnki były jedynie zalecane.
- Popularność szczepień dzieci preparatami nierefundowanymi jest w Polsce znikoma (np. szczepienia przeciwko pneumokokom, ospie wietrznej, rotawirusom, grypie, meningokokom), mimo że nie brak jest obecnie kampanii informacyjnych pod hasłami podkreślającymi zapobieganie rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych na inne osoby np. „Szczepiąc siebie – chronisz bliskich” – hasło V Europejskiego Tygodnia Szczepień z 2010 roku.
Pora na wnioski
W naszym
społeczeństwie nie było i nie ma praktyki narażania własnego
zdrowia na możliwe powikłania poszczepienne dla dobra dzieci czy
osób zwolnionych ze szczepień. Nie praktykują tego pracownicy
służby zdrowia; nie praktykują tego dorośli na sobie ani na
swoich dzieciach, dopóki szczepienie nie stanie się obowiązkowe i
refundowane; nie praktykują tego najprawdopodobniej osoby z
najbliższego kontaktu dzieci nieszczepionych.
Wiedzą o tym
wakcynolodzy i urzędnicy służb sanitarno-epidmiologicznych, co
jest powodem jedynie zalecania wszystkich nowych szczepień dla
dorosłych bez kampanii na rzecz obowiązku lub przymusu szczepień w
tej grupie wiekowej. Dlatego jedynym celem dotychczasowych działań
propagandowych szczepionkowego establishmentu jest wzburzenie
społecznej agresji skierowanej na nieszczepione dzieci i ich
rodziców. Stosowanie dyskryminacji, represji czy przymusu szczepień
u dzieci jest wynikiem m.in. braku zrozumienia rodziców, którzy na
pierwszym miejscu stawiają indywidualny bilans korzyści i ryzyka
danego szczepienia dla własnego dziecka. Istniejąca odporność
zbiorowiskowa (np. przeciwko wirusowi polio – do tych szczepień
nie trzeba było przymuszać polskich rodziców) jest produktem
ubocznym indywidualnych decyzji o ochronie własnych dzieci przed
chorobą lub powikłaniami.
Co więcej, można
założyć, że większość rodziców dzieci zwolnionych ze
szczepień nie oczekuje takiego poświęcenia ze strony innych
rodziców. Solidarność z nieszczepionymi to sztuczna idea
stworzona na potrzeby promocji i przymusu szczepień. Zauważmy też,
że w praktyce ta sztucznie stworzona i niepraktykowana w naszym
kraju „solidarność” kończy się w momencie wystąpienia
powikłania poszczepiennego u szczepionego danego dziecka. W Polsce
brak jest programu kompensującego wystąpienie powikłań
poszczepiennych (zwłaszcza jeśli rodzice lub opiekunowie zostali
przymuszeni do szczepienia przez groźbę kary finansowej lub inne
środki przymusu np. straszenie odebraniem praw rodzicielskich). Nie
widać też, aby rodzice nieszczepionych dzieci czy też często
spotykani w Internecie zwolennicy przymusu szczepienia cudzych
dzieci organizowali inicjatywy pomocy osobom poszkodowanym przez
szczepienia.
Ceną masowych
szczepień są nie tylko uznane i nieuznane naukowo powikłania
poszczepienne, czy też utrwalenie odpowiedzialnych za większość
powikłań pochorobowych zaniedbań systemowych, medycznych czy
rodzicielskich (o tym innym razem). Ceną masowych szczepień
wszystkich dzieci jest też uzależnienie wielu szczepionych osób i
wielu niemowląt pozbawionych biernego uodpornienia (przeciwciał
matki) od wyszczepialności następnych pokoleń – o tym w części
drugiej (wkrótce). Najwyższą cenę przyjdzie jednak zapłacić
wszystkim, gdy przymus do szczepień stanie się powszechną
praktyką, która zacementuje wypaczoną definicję człowieka jako
„rezerwuaru zarazków” i będzie wstępem do farmakologicznego
gwałcenia wolności człowieka w imię pseudoprofilaktyki zdrowia
publicznego.
Justyna Socha”
Źródło artykułu: Nowa Debata
Tak
więc, ponownie zachęcam do samodzielnego interesowania się własnym
(oraz swoich najbliższych) zdrowiem, samodzielnego czytania w
tej kwestii i poszerzania swojej wiedzy oraz samodzielnego brania
odpowiedzialności na siebie za swoje zdrowie. W tym celu polecam
zaopatrzenie się w: 10 nawyków dla zdrowia
Na koniec przypominam o konkursie który ogłosiłem w poprzednim wpisie - zapraszam do wzięcia w nim udziału
Źródło cyctatu: www.naukawpolsce.pap.pl
Źródło artykułu: Nowa Debata
Na
samym początku krótko wspomniałem o antybiotykach (że moi chłopcy
wychodzą z ewentualnych infekcji bez jakichkolwiek konwencjonalnych
leków a tym bardziej bez podawania antybiotyków) koniec dodam od
siebie jeszcze kilka słów na ich temat. Dla uściślenia powiem, że
nie jestem całkowicie przeciwny podawania antybiotyków a jedynie
jestem za rozsądnym ich stosowanie, jedynie w takich sytuacjach gdy
użycie ich jest jedyną możliwą drogą do opanowania infekcji.
Dlaczego mam takie zdanie na ten temat? Już wyjaśniam.
Jak
łatwo zauważyć, w ostatnich czasach antybiotyki weszły na stałe
w panteon nagminnie stosowanych preparatów, w niemal wszystkich
sytuacjach. Wystarczy pójść z dzieckiem do lekarza z pierwszym
lepszym przeziębieniem, by z reguły wyjść z receptą na
antybiotyk. Wiem, generalizuję w tym momencie i pewnie posypią się
gromy na moją głowę za to, ale taka jest często powszechnie
stosowana reguła i zarazem smutna prawda dotycząca medycyny
klasycznej. I celowo pomijam (bo większość osób już o tym wie) w
tym momencie fakt, że antybiotyki nie działają na wirusy a jedynie
na bakterie. Pozostaje mi tylko zadać pytanie, który lekarz przed
zapisaniem antybiotyku robi np. wymaz po to by stwierdzić czy ma do
czynienia z bakteriami (jeśli tak to jakimi) czy może z wirusem?
Dodatkowo
dopowiem, że zgodnie z poniżej cytowaną wypowiedzią warto
zapamiętać, że każde podanie antybiotyku może nieść (i niesie)
ze sobą skutki uboczne: „Według
prof. Samolińskiego, nadużywanie antybiotyków może mieć wiele
negatywnych konsekwencji. Nie tylko powoduje wzrost oporności
bakterii na znane antybiotyki (co ogranicza możliwości
terapeutyczne), ale ma też negatywny wpływ na kondycję układu
odporności. Niektóre prace wskazują np., że stosowanie
antybiotykoterapii w pierwszych latach życia dziecka zwiększa
ryzyko pojawienia się u niego alergii.
Sugerują
to również badania przeprowadzone przez studentów prof.
Samolińskiego w grupie ok. 1,5 tys. dzieci z warszawskiej dzielnicy
Ochota. Tylko 30 proc. z nich nie otrzymało antybiotyku przed
ukończeniem 1. roku życia (gdy układ odporności jest najbardziej
wrażliwy), a przed 3. rokiem życia odsetek ten wyniósł 10-14
proc. zależnie od płci. Analiza ujawniła, że w grupie, w której
przed ukończeniem 3 lat rozwinęła się alergia (np. alergiczny
nieżyt nosa czy astma) najwięcej maluchów otrzymywało antybiotyk.
Ponadto, w grupie tej największa liczba dzieci obyła poddawana
antybiotykoterapii wielokrotnie.”
Na koniec przypominam o konkursie który ogłosiłem w poprzednim wpisie - zapraszam do wzięcia w nim udziału
Źródło cyctatu: www.naukawpolsce.pap.pl
P.S. Czy wiesz, że wprowadzając kilka prosty zmian do swojego życia, unikniesz większości szalejących chorób cywilizacyjnych, poprawisz swoje samopoczucie oraz zdrowie by móc cieszyć się nim przez długie lata. Poznaj dwa pierwsze kroki! ZAPISZ SIĘ TERAZ by otrzymać darmowy fragment mojego e-booka pt.: "10 nawyków dla zdrowia, czyli jak cieszyć się dobrym zdrowiem wprowadzając kilka prostych zmian."
Drogi czytelniku, jeżeli podoba Ci się to co przeczytałeś, proszę poleć ten artykuł innym, wciskając poniższy przycisk - „Poleć To"