Zdjęcie: alkoga |
Ponownie wracam do tematu szczepień.
Do niedawna media dosłownie milczały w kwestii niedawno podpisanej
nowelizacji o zwalczaniu chorób zakaźnych. Dopiero teraz, gdy
nowelizacja została podpisana, w mediach ze sporym hałas, pojawiają
się wzmianki o tym jaka to ta ustawa dobra lub zła. Już nawet nie
pytam się, gdzie byli dziennikarze, wtedy gdy można jeszcze było
wpłynąć wprowadzone zmiany, gdy ważyły się losy tej
nowelizacji. Kolejny raz zajmuję się tym tematem ponieważ, trafiła
w moje ręce bardzo ciekawa wypowiedź. A z racji długości tego
materiału, sam ograniczę swoją wypowiedź do całkowitego minimum
i po prostu od razu zaproszę do zapoznania się z repliką publiczną
Prof. dr hab. Marii Doroty Majewskiej do artykułu “Zastrzyk
strachu” Marcina Rotkiewicza (Polityka, nr 31/2869).
Zastrzyki kalectwa, racjonalny
strach.
Od kilku lat naukowo zajmuję się
problemem bezpieczeństwa szczepień. Ponieważ w artykule M.
Rotkiewicza przedstawiono wiele tendencyjnych, fałszywych informacji
i tez dotyczących zarówno szczepień jak i mojej pracy, jestem
zmuszona krytycznie odnieść się do poruszonych przez niego
kwestii.
Skuteczność i bezpieczeństwo
szczepień
Zacznijmy od kalendarza szczepień.
Autor pisze, że polskie niemowlę otrzymuje w pierwszych 18
miesiącach życia „w sumie sześć różnych szczepionek”. Jest
to zmanipulowana prawda. Załączony program obowiązkowych w Polsce
szczepień pokazuje, że niemowlęta otrzymują w tym okresie 26
szczepień. Niektóre szczepionki są skojarzone (np. DTP czy MMR
zawierają w jednym zastrzyku drobnoustroje lub ich fragmenty
wywołujące trzy różne choroby) i w żaden sposób nie można ich
traktować jako jednego szczepienia, ponadto szczepienia podawane są
wielokrotnie, co oznacza, że ryzyko powikłań po nich jest
powielane. Pisząc, że w Polsce aplikuje się niemowlętom 6
szczepionek, autor prawdopodobnie liczył je według różnych
kolorów, użytych w tabelce Głównego Inspektoratu Sanitarnego
(GIS), co świadczy o jego nieznajomości tematu. (
http://gistest.pis.gov.pl…iles/EP/PSO.pdf ).
Istotną sprawą całkowicie pominiętą
w ww. artykule jest fakt, że ten kalendarz szczepień jest
całkowicie arbitralny. Nie ma żadnych dowodów, że został on
opracowany w oparciu o rzetelne badania, które by wykazały, że
podawanie niemowlętom szczepień według takiego schematu i w takich
kombinacjach jest bezpieczne i skutecznie chroni przed chorobami
zakaźnymi. Natomiast coraz więcej danych wskazuje, że nie są one
ani bezpieczne, ani skuteczne. Dalekie od prawdy jest też
twierdzenie, że szczepienia wyeliminowały większość zakaźnych
chorób. Dane demograficzne z kilku krajów ujawniły, że to nie
szczepienia, ale poprawa higieny i warunków życia ludności oraz
wprowadzenie antybiotyków w radykalny sposób zmniejszyły
zachorowalność i umieralność na choroby zakaźne już na wiele
lat przed wprowadzeniem szczepień.
(http://childhealthsafety.wordpress.com/graphs/;
http://www.columbia.edu/i…_2/mckinlay.pdf ).
Fanatycy masowych szczepień fałszywie
przypisują im zasługi w zmniejszaniu zachorowalności na choroby
zakaźne. Coraz więcej danych pokazuje, że szczepienia nierzadko
wręcz zwiększają zachorowalność na niektóre choroby zakaźne.
Np. okazało się, że w ostatnich latach epidemie krztuśca w USA
zdarzają się przede wszystkim wśród dzieci szczepionych; co
dowodzi nieskuteczności stosowanych szczepionek.
(http://www.cdc.gov/mmwr/preview/mmwrhtml/mm6128a1.htm). Podobnie w
Polsce, mimo ok. 95% wyszczepienia dzieci, każdego roku tysiące
chorują na krztusiec (wiadomo, że oficjalne dane są znacznie
zaniżone). Analogicznie, mimo obowiązkowych szczepień szczepionką
MMR (przeciw odrze, śwince, różyczce) tysiące polskich dzieci
chorują każdego roku na świnkę i różyczkę. Niedawno byli
pracownicy firmy produkującej szczepionki MMR ujawnili (i wytoczyli
proces), że dyrekcja firmy od dawna wiedziała, że szczepionka ta
jest nieskuteczna przeciw śwince i różyczce, mimo to promowali ją
jako ochronę przed tymi chorobami. W tym kontekście oskarżanie
rodziców, którzy nie szczepią swych dzieci, o powodowanie epidemii
chorób zakaźnych jest intelektualnym i moralnym oszustwem.
(http://apps.who.int/immun…esult.cfm?C=pol ).
Masowe szczepienia nie wyeliminowały
chorób zakaźnych, a w niektórych przypadkach mogą być nawet ich
przyczyną. Ochronne działanie szczepień (gdy takowe istnieje) jest
krótkotrwałe, wiec po roku czy kilku latach szczepione osoby są
ponownie narażone na choroby, przeciw którym były szczepione. Co
więcej, niektóre szczepionki zawierają aktywne, patogenne wirusy,
które mogą wywoływać choroby (np. MMR), a inne (np. DTaP, czy
szczepionki przeciw pneumokokom) doprowadziły do pojawienia się
zmutowanych odmian bakterii, które wywołują choroby odporne
zarówno na szczepienia, jak i na antybiotyki.
(http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/20833694 ;
http://www.abc.net.au/wor…10/s2816659.htm ;
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/19935445 ;
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/19366365
;http://www.ncbi.nlm.nih.g…les/PMC3067355/ ).
Wątpliwa skuteczność szczepień to
tylko jeden problem. Znacznie poważniejszym są powikłania
poszczepienne (NOP – niepożądane odczyny poszczepienne) u
uprzednio zdrowych dzieci i starszych osób. Niektóre z nich zostały
trwale okaleczone lub zmarły wkrótce po szczepieniach. Do niedawna
(w erze przed-internetowej) nie zdawaliśmy sobie sprawy ze skali
tego zjawiska, dziś wiemy, że jest ona bardzo duża i zatrważająca.
W amerykańskiej rządowej bazie danych VAERS (Vaccine Adverse Events
Reporting System) – jedynej publicznie dostępnej, służącej
agencjom ochrony zdrowia oraz publiczności do oceny bezpieczeństwa
wprowadzonych do obrotu szczepionek – zarejestrowano od 1990 r. do
czerwca 2012 r. 5061 zgonów i prawie 400 000 powikłań
poszczepiennych, w tym ponad 55 000 ciężkich.
(http://wonder.cdc.gov/controller/datarequest/D8 ). Ponieważ do bazy
tej zgłaszanych jest tylko ok. 5% wszystkich powikłań, liczby te
należy pomnożyć przez ok. 20. Są to ogromne liczby, tym bardziej
bulwersujące, że dotyczą dzieci i innych osób uprzednio zdrowych.
Albo red. Rotkiewicz jest zupełnie nieświadom tych danych, albo je
wygodnie dla siebie przemilcza.
Globalne ataki na naukowców
Ataki establiszmentu na niezależnie
myślących ludzi nauki nie są niczym nowym, zdarzały się one od
wieków. Wydawałoby się, że w XXI w. takie akty publicznej nagonki
nie powinny mieć miejsca. A jednak… Wielu naukowców i lekarzy,
którzy badają i kwestionują bezpieczeństwo jakichś leków czy
szczepionek, jest publicznie i prywatnie atakowanych na wiele różnych
sposobów. Pan Rotkiewicz przyłącza się do grona atakujących.
Wbrew temu, co twierdzi, narastający opór przeciw szczepieniom nie
ma nic wspólnego z osobami brytyjskiego lekarza Andrew Wakefielda
czy amerykańskich badaczy Marka i Dawida Geierów. Nie jest
tajemnicą, że nieustające szkalowanie tych naukowców jest
sponsorowane przez producentów szczepionek, których wielomiliardowe
zyski widać nieco zmalały wskutek wzrastającego uświadomienia
rodziców odnośnie zagrożeń ze strony szczepień. Wychwalany przez
p. Rotkiewicza brytyjski reporter, Brian Deer, który opublikował
paszkwil szkalujący dra Wakefielda i jego współpracowników, jest
tylko korporacyjnym narzędziem, wynajętym w celu oczernienia i
zniszczenia Wakefielda; ujawniono, że pracuje on dla
skompromitowanego skandalem podsłuchowym magnata medialnego, Ruperta
Murdocha, którego syn James Murdoch jest w radzie nadzorczej firmy
GlaxoSmithKline, produkującej szczepionki MMR. I cóż złego zrobił
dr Wakefield, że stał się celem tych oszczerczych ataków? Otóż
opublikował (wspólnie z innymi lekarzami) pracę naukową, w której
zwraca uwagę na zaobserwowany w badaniach związek autyzmu z
jelitowymi infekcjami wirusem odry pochodzącym ze szczepionek MMR.
Wyniki te zostały potwierdzone na większą skalę przez innych
niezależnych badaczy, ale miały one nigdy nie ujrzeć światła
dziennego. Dr Wakefield i jego koledzy narazili się producentom
szczepionek i establiszmentowi medycznemu, gdyż swe wyniki
opublikowali i powiadomili o nich społeczeństwo oraz przypomnieli,
że zawczasu ostrzegali urząd brytyjskiej publicznej służby
zdrowia przez zakupem szczepionek MMR, zawierających silnie
patogenną odmianę wirusa odry Urabe. Szczepionki te zostały
wcześniej odrzucone przez ministerstwo zdrowia Kanady, ponieważ
powodowały wiele powikłań, mimo to wprowadzono je do obrotu w
Wielkiej Brytanii. Bezpodstawnie oskarżano tych badaczy o
fałszerstwa naukowe i nadużycia etyczne w celu ich profesjonalnego
zniszczenia, mimo, że rodzice badanych dzieci twierdzili, że w
badaniach nie dochodziło do żadnych nadużyć. Ujawnione dokumenty
sądowe pokazują, że publiczne atakowanie i rujnowanie karier
(„neutralizowanie”) lekarzy oraz naukowców krytycznych wobec
bezpieczeństwa i skuteczności leków i szczepionek jest oficjalną
polityką firm farmaceutycznych.
(http://childhealthsafety….troydoccritics/ ).
W rezultacie oszczerczej nagonki Deera
na dra Wakefielda w piśmie British Medical Journal (BMJ), utracił
on licencję medyczną i został pozbawiony pracy w Wielkiej
Brytanii. On sam został praktycznie wygnany z kraju i przeniósł
się z rodziną do Teksasu, lecz jego współpracownik, wybitny
gastrolog pediatra prof. John Walker-Smith – również oskarżony o
„profesjonalne wykroczenia” i pobawiony licencji lekarskiej –
odwołał się do Sądu Najwyższego WB i wygrał sprawę. Sąd
uznał, że oskarżenia przeciw niemu były całkowicie bezpodstawne
i że Brytyjska Komisja Medyczna (GMC) dopuściła się poważnych
fałszerstw i nadużyć w stosunku do tych badaczy, i że powinna być
ona zreformowana. ( http://www.naturalnews.co…l#ixzz234NNCgyo ).
Prof. Walker-Smith odzyskał licencję i honor, natomiast dr
Wakefield skarży Deera oraz redaktorkę naczelną BMJ w sądzie w
Teksasie o szkalowanie, uniemożliwienie wykonywania zawodu i straty
materialne. W międzyczasie napisał dwie ważne książki: „Callous
Disregard: Autisms and Vaccines: The Truth Behind a Tragedy” i
“Waging War on the Autistic Child: The Arizona 5 and the Legacy of
Baron von Munchausen” , w których opisuje tragedie okaleczonych
przez szczepienia dzieci autystycznych i ich rodzin, oraz
bezduszność, ignorancję i nieodpowiedzialność urzędników
medycznych, którzy dopuścili do obrotu chorobotwórcze szczepionki.
W swych książkach i w Internecie Dr. Wakefiled dostarcza
szczegółowych wyjaśnień w sprawie wytoczonych przeciw niemu
oskarżeń (http://vaccinesafetyfirst.com/Home.html). Również
profesor Walker-Smith opisał swoje przesłuchania przez urzędników
z GMC, porównując je do tortur. (
http://www.ageofautism.co…ffair.html#more ).
Mimo bezprecedensowej nagonki na dra
Wakefielda, szacunek i sympatia do niego wśród rodziców całego
świata stale rosną. Uważają go oni za bohatera i obrońcę
dzieci. Obserwowanie tego jest niewątpliwie frustrujące dla
establiszmentu medycznego, który nie może pojąć, dlaczego rodzice
słuchają tego wyklętego przez nich lekarza, zamiast narzuconych
medycznych i medialnych „autorytetów”. Odpowiedź na to pytanie
jest prosta. Rodzice popierają dra Wakefielda, bo on wysłuchuje ich
uważnie i to, co głosi, jest zgodne z ich własnymi obserwacjami, a
w dobie Internetu korporacyjna propaganda przestała być skuteczna.
Natomiast amerykańscy badacze, Mark i
David Geier, są atakowani dlatego, że publikują prace wykazujące
związek chorób neurorozwojowych (w tym autyzmu) u dzieci ze
stosowaniem szczepionek zawierających rtęciowy konserwant
thimerosal (tiomersal). Jest on metabolizowany w organizmie do
etylortęci, a potem do innych organicznych i nieorganicznych postaci
rtęci. Obserwacje i tezy Geierów zostały potwierdzone przez wiele
niezależnych badań zarówno klinicznych, jak i tych
przeprowadzonych na zwierzętach. Amerykańska badaczka Mary DeSoto
przeanalizowała publikacje naukowe zawierające dane empiryczne
dotyczące związków autyzmu z ekspozycją na metale ciężkie i
wykazała, że wśród 58 prac, 43 potwierdzały taki związek, a 15
prac go nie znalazło. Okazało się, że większość prac
zaprzeczających związkom autyzmu ze stosowaniem szczepionek z
thimerosalem była zmanipulowana i obarczona konfliktem interesu. (
http://nbjour.wordpress.c…ts-credibility/ ). Jeden z autorów tych
publikacji, dr Paul Thorsen, został nawet oskarżony przez
prokuraturę o oszustwa finansowe i kradzież publicznych funduszy
przeznaczonych na badania naukowe. (
http://www.reuters.com/ar…E73C8JJ20110413 ). Pan Rotkiewicz
wygodnie dla siebie o tym nie wspomina, lecz święcie wierzy w
„prawdę” objawioną w tych skompromitowanych publikacjach, że
wstrzykiwanie niemowlętom rtęci jest dla nich bezpieczne.
W ostatnich latach zafałszowane
publikacje lub reklamy udające prace naukowe zazwyczaj ukazują się
w „prestiżowych” czasopismach medycznych, żeby zwiększyć ich
wagę i nośność. Wiadomo jednak, że są to pisma kontrolowane
przez firmy farmaceutyczne, albo bezpośrednio, albo poprzez reklamy,
wiec ich wiarygodność jest znikoma. Dr Marcia Angell, amerykańska
lekarka i wieloletnia redaktorka naczelna znanego czasopisma
medycznego „New England Journal of Medicine”, pisze w swej
książce: “The Truth About the Drug Companies: How They Deceive Us
and What to Do About It” (wydanej też po polsku
(http://www.tfe.edu.pl/aptekarz/Aptekarz-2005-13-suplement.pdf) o
korumpowaniu przez firmy farmaceutyczne wpływowych lekarzy
akademickich oraz medycznych urzędników w celu promowania często
szkodliwych leków. Przytacza dane, że większość publikacji
dotyczących bezpieczeństwa i skuteczności leków, które są
sponsorowane jawnie lub skrycie przez firmy farmaceutyczne, jest
zmanipulowana lub wprost zafałszowana, a niektóre są
krypto-reklamami pisanymi przez korporacje, lecz firmowanymi przez
przekupionych lekarzy. Natomiast wszystkie rzetelne, niezależne
badania, które kwestionują bezpieczeństwo szczepień, muszą się
ciężko przebijać, by ujrzeć światło dzienne. (
http://www.nybooks.com/ar…agination=false ;
http://jama.jamanetwork.c…rticleid=182478 ). W rezultacie
szalbierczych praktyk firm farmaceutycznych tysiące ludzi (w tym
dzieci) zostało okaleczonych lub zmarło w wyniku jatrogennych
powikłań po stosowaniu pewnych leków czy szczepionek. Najlepszym
dowodem tego są wielomiliardowe kary (w dolarach), nakładane przez
sądy na firmy farmaceutyczne za oszustwa we wprowadzaniu na rynek
niebezpiecznych i nieskutecznych leków. (
http://www.nytimes.com/20…?pagewanted=all ;
http://www.wprost.pl/ar/3…acilo-lekarzom/ ).
Toksyczność rtęciowego konserwantu w
szczepionkach
Wbrew temu, co twierdzi M. Rotkiewicz,
nie ma żadnych dowodów na to, że thimerosal wstrzyknięty
niemowlętom w szczepionkach jest szybko wydalany z ich organizmów i
nie gromadzi się w tkankach. Takiego badania ze względów etycznych
nie można przeprowadzić na dzieciach. Natomiast doświadczenie
przeprowadzone na niemowlętach małp wykazało, że po podaniu im
szczepionek z thimerosalem, związki rtęci pozostawały w mózgu
bardzo długo (miesiące lub lata) w stężeniach, dla których
udowodniono ich toksyczne działanie na komórki nerwowe. (
http://www.ncbi.nlm.nih.g…20thimerosal%20 ). W wątrobie i nerkach
szczepionkowa rtęć gromadzi się w jeszcze większych ilościach i
uszkadza także te organy. Jednorazowe dawki rtęci, które
niemowlęta otrzymywały w szczepieniach (i nadal otrzymują w wielu
krajach), wielokrotnie przekraczają dawki uznane za bezpieczne dla
osób dorosłych przez Amerykańską Agencję Ochrony Środowiska
oraz Światową Organizację Zdrowia, a trzeba pamiętać, że dawki
te akumulują się. Niemowlęta są znacznie bardziej wrażliwe na
działanie rtęci i innych toksyn, ponieważ nie mają dostatecznie
wykształconej bariery krew-mózg oraz biochemicznych mechanizmów
ich eliminowania i neutralizowania.Toksyczność związków rtęci
jest znana ludzkości od dziesiątków lat i opublikowano na ten
temat ponad 5 000 publikacji naukowych. Również nasze badania
przeprowadzone w Instytucie Psychiatrii i Neurologii (IPiN) w
Warszawie wykazały neurotoksyczne działanie thimerosalu podanego
szczurzym oseskom w dawkach analogicznych do tych stosowanych w
szczepieniach dla niemowląt, prowadzące do zmian behawioralnych i
neuropatologicznych, przypominających objawy i patologie obserwowane
u dzieci autystycznych. Dlatego niepoparte żadnymi wiarygodnymi
dowodami twierdzenie, że rtęć wstrzykiwana do organizmów
niemowląt jest dla nich bezpieczna, jest pseudonaukową
szarlatanerią.
M. Rotkiewicz kpi z matki dziecka,
które zachorowało na autyzm poszczepienny, ponieważ opisała swoje
doświadczenia z jego wychowywaniem i leczeniem przy pomocy
alternatywnych terapii – za pomocą chelatacji metali ciężkich,
suplementów i diety. Według rodziców, tego typu terapie połączone
z treningiem behawioralnym są skuteczne i bezpieczne. Dla p.
Rotkiewicza są „niebezpieczne”, bo zbyt wymykają się
farmakologicznej kontroli. Firmy farmaceutyczne liczyły, że uda się
im zarobić miliardy na autystycznych dzieciach, faszerując je
psychotropami, a tu zawód – rodzice odmawiają ich stosowania, bo
widzieli ich dewastujący wpływ na swoje dzieci. Ci rodzice
doskonale potrafią korzystać z publikacji naukowych dostępnych w
Internecie (np. PubMed) – z czego drwi p. Rotkiewicz – i ich
wiedza na temat autyzmu i szczepień jest często większa niż
wiedza wakcynologów czy pediatrów, decydujących o szczepieniach
milionów dzieci.
M. Rotkiewicz uważa za „dziennikarska
kaczkę” raport Roberta Kennedy’ego Jr. (znanego amerykańskiego
prawnika specjalizującego się w ochronie środowiska) o tajnej
konferencji w Norcross w stanie Georgia w 2000 r., na której
dyskutowano rządowe analizy, pokazujące związek autyzmu ze
stosowaniem szczepionek z thimerosalem, i omawiano sposoby
skutecznego ukrycia tych danych przed społeczeństwem. O tym, że
Kennedy nie wyssał z palca tych informacji świadczą stenogramy z
tej konferencji i zeznania jej uczestników. (
http://thetruthorthefight…autism-scandal/ ;
http://www.safeminds.org/…impsonwood.html ;
http://www.safeminds.org/…_Transcript.pdf ).
E pur si muove
W końcu p. Rotkiewicz atakuje mnie
personalnie za całokształt pracy, której nie jest w stanie
zrozumieć. Pisze o konferencji w Ministerstwie Zdrowia, w której
uczestniczyłam: „według świadków… argumentacja prof.
Majewskiej w żadnym punkcie nie wytrzymała krytyki ekspertów, a
ona sama zaczęła wycofywać się ze swoich twierdzeń”. Otóż
oświadczam, że jest to pobożne życzenie owych świadków (lub
samego p. Rotkiewicza), i że z niczego się nie wycofałam, bo i nie
było z czego. Zaprezentowałam na tej konferencji głównie
amerykańskie dane dotyczące powikłań poszczepiennych oraz
postulowanych związków autyzmu ze stosowaniem szczepionek z
thimerosalem, i powiedziałam, że nasze własne badania w IPiN są w
toku. Mogłam wówczas powiedzieć, że rtęć w szczepionkach
prawdopodobnie nie jest jedynym czynnikiem patogennym w autyzmie, bo
wiadomo, że jatrogennych czy środowiskowych toksyn, które mogą
uszkadzać mózg niemowlęcia czy płodu, jest wiele. Nigdy też nie
twierdziłam, że wszystkie dzieci, które otrzymały szczepionki z
rtęcią, zachorują na autyzm, bo to byłaby nieprawda. Fakt, że te
same szczepionki mogą zabić lub okaleczyć jedno dziecko, trochę
upośledzić inne, a dla jeszcze innego być stosunkowo niegroźne
świadczy tylko o tym, że różna jest osobnicza wrażliwość na
działanie toksyn. Jedni sprawnie je eliminują z organizmów, inni
wolno, i ci ostatni są najbardziej narażeni na ich szkodliwe
działanie. W żadnym przypadku nie można tego interpretować, jako
wycofanie się z tezy o szkodliwości rtęciowych szczepionek. Tezę
tę utrzymywałam cały czas i nadal podtrzymuję. Zadaniem nauki
jest wyjaśnienie, które dzieci i dlaczego są szczególnie narażone
na powikłania poszczepienne, a nie marginalizowanie czy maskowanie
tych przypadków. Nasze badania przybliżyły to zrozumienie.
Natomiast obowiązkiem profesjonalnym i moralnym naukowców jest
informowanie społeczeństwa o ważnych odkryciach i ich znaczeniu, i
ten obowiązek staram się wypełniać.
Interesujący jest fakt, że żaden z
tych krytykujących mnie ekspertów nigdy nie badał toksyczności
szczepionek z thimerosalem, ani nie miał pojęcia o skali powikłań
poszczepiennych, bo ich się praktycznie w Polsce nie rejestruje.
Powoływali się wyłącznie na zafałszowane, zdyskredytowane
publikacje innych badaczy. Trudno zrozumieć, jak osoby o
wykształceniu medycznym mogą bezkrytycznie akceptować
wstrzykiwanie niemowlętom znanych toksyn. Zwróciłam się potem do
Minister Zdrowia z propozycją wycofania pediatrycznych szczepionek z
rtęcią z polskiego rynku, argumentując, że kraje Europy
Zachodniej już dawno je usunęły w trosce o zdrowie dzieci. O ile
mi wiadomo, pani min. Kopacz podjęła próby ich wyeliminowania,
lecz były one torpedowane przez grupy szczepionkowego interesu.
Im więcej wiem na temat możliwego
szkodliwego działania szczepień na organizm niemowlęcia, tym
bardziej jestem przekonana, że zbyt wczesne, zbyt toksyczne i
nadmierne szczepienia są główną przyczyną dzisiejszej epidemii
autyzmu i innych chorób neurologicznych u dzieci. U istotnego
odsetka niemowląt, który stale rośnie, szczepienia prowadzą do
zapalenia mózgu i jego uszkodzenia, czego trwałym następstwem i
chroniczną postacią jest autyzm. W USA już 1 dziecko na 6 cierpi
na jakąś formę upośledzenia umysłowego czy choroby mózgu, a
ponad 60% dzieci ma jakąś chorobę chroniczną. Systematycznie
obniża się też średnia inteligencja dzieci. Jestem przekonana, że
jest to skutek nadmiaru toksycznych szczepień. Tezę tę potwierdza
badanie porównujące zdrowie dzieci szczepionych i nieszczepionych,
które pokazuje, że nieszczepione są pod każdym względem zdrowsze
od szczepionych. ( http://www.vaccineinjury….-illnesses.html ).
Korelacja wskaźników umieralności niemowląt z liczbą szczepień
zalecanych w różnych krajach ujawniła natomiast, że wskaźniki te
są tym wyższe, im więcej stosuje się szczepień. (
http://www.ncbi.nlm.nih.g…les/PMC3170075/ ).
Pan Rotkiewicz nie rozumie, że to, co
on nazywa „antyszczepionkową ideologią” jest niczym innym, jak
tylko zbiorowym rodzicielskim doświadczeniem. Okaleczonych lub
uśmierconych przez szczepionki dzieci jest już zbyt wiele, aby dało
się je zmieść pod dywan, albo zakopać pod gruzami
pseudonaukowych, czy zafałszowanych publikacji. Żaden korporacyjny
bądź kupiony medialny „autorytet” nie przekona tych rodziców,
że szczepienia są bezpieczne. Oni wiedzą swoje, bo każdego dnia
obcują z ofiarami tych szczepień, heroicznie walcząc o poprawę
ich zdrowia, więc będą bronić swe dzieci przed kolejnymi
okaleczeniami. Kiedyś ci rodzice cierpieli w samotności, dziś
dzięki internetowi wymieniają się doświadczeniami i łączą w
grupy wsparcia oraz oporu. Jest to jedna z niewątpliwych zasług
globalizacji wiedzy, z której rodzice potrafią umiejętnie
korzystać.
Jestem przekonana, że za 20-30 lat
medycyna i społeczeństwo będą patrzeć na masowe szczepienia jak
na anachroniczną patologię medycyny, podobną do upuszczania krwi
brudnym kozikiem w przeszłych wiekach. Już dziś widać, że nie ma
sensu narażać wszystkie dzieci na potencjalną śmierć lub
kalectwo, aby uchronić niewielką ich grupę od krótkotrwałej,
łatwo uleczalnej choroby zakaźnej. Rodzice chcą mieć wybór –
czy szczepić i ryzykować wystąpienie choroby poszczepiennej, czy
nie szczepić, i żyć z niewielkim ryzykiem choroby zakaźnej, bo
wiedzą, że sami będą ponosić konsekwencje swych decyzji.
Dobitnie świadczą o tym wpisy pod petycją pokazujące, że wbrew
twierdzeniom dra Grzesiowskiego, zwolenników swobody wyboru
szczepień jest w Polsce 40 razy więcej, niż zwolenników ich
przymusu. (http://www.petycje.pl/pet…?petycjeid=7000 ). Prawo do
tego wyboru dała im Matka Natura i jest ono związane z instynktem
rodzicielskim. W Europie Zachodniej wolność w zakresie szczepień
nie doprowadziła bynajmniej do wzrostu umieralności i pogorszenia
się zdrowia dzieci, raczej odwrotnie, więc nie ma obaw, że w
Polsce będzie inaczej. Dlaczego nie korzystamy z tych doświadczeń?
Wolność decydowania o własnym zdrowiu jest fundamentalnym prawem
człowieka.
Tragedią polskich dzieci i rodziców
jest to, że eksperci z Państwowego Zakładu Higieny (PZH;
Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego) i Narodowego Instytutu
Leków, na których powołuje się red. Rotkiewicz (odpowiedzialni za
kontrolowanie bezpieczeństwa dopuszczanych do obrotu szczepionek)
przez dekady zatwierdzali stosowanie w Polce niebezpiecznych
szczepionek z rtęcią, nawet wtedy, gdy Europa Zachodnia już się z
nich wycofała. Dziwić się należy, że nikt z nich nie zadał
sobie oczywistego pytania – czy one na pewno są bezpieczne? I nikt
nie przeprowadził odpowiednich badań. PZH miał też obowiązek
rejestrowania i raportowania do WHO powikłań poszczepiennych, lecz
z tej roli również się nie wywiązywał. Nauka nigdy nie daje
ostatecznych odpowiedzi na pytania i różnice poglądów w nauce nie
są niczym niezwykłym, lecz kumulatywna wiedza pozwala nam dziś
dość precyzyjnie ocenić bezpieczeństwo stosowania thimerosalu w
szczepionkach. Ta wiedza zdecydowanie przemawia za ostrożnością i
eliminacją tego rtęciowego konserwantu. A ostatecznej odpowiedzi na
pytanie, czy masowe szczepienia niemowląt są korzystne czy
szkodliwe, może udzielić tylko miarodajne badanie porównujące
zdrowie dzieci szczepionych i nieszczepionych. Tej odpowiedzi boją
się promujące masowe szczepienia instytucje medyczne i firmy
farmaceutyczne, dlatego systematycznie torpedują takie badania.
Skutkiem krótkowzroczności czy braku
odpowiedzialności niektórych pracowników wyżej wymienionych
instytucji zdrowia publicznego, tysiące polskich dzieci zostały
okaleczone niebezpiecznymi szczepionkami. Natomiast przegłosowana
ostatnio przez Sejm i podpisana przez Prezydenta ustawa o
zapobieganiu chorobom zakaźnym – która wygląda jakby była
napisana przez lobbystów firm farmaceutycznych – wbrew pozorom
zmienia wiele. Rozszerzenie definicji choroby zakaźnej i danie
urzędnikom z Sanepidu pełnej kontroli nad ogłaszaniem epidemii
oraz uprawnień do stosowania przymusu szczepień i leczenia wobec
wszystkich zamieszkujących w Polsce osób (także eksperymentalnymi
preparatami) ubezwłasnowolnia polskich obywateli i potencjalnie
zamienia ich w króliki doświadczalne firm farmaceutycznych. Takich
totalitarnych praw nie ma w żadnym demokratycznym kraju. Na
zakończenie dodam, że obraża mnie dziennikarski epitet o „guru
antyszczepionkowców”, sugerujący przywództwo czemuś w rodzaju
sekty religijnej. Jestem pracownikiem naukowym. Ponieważ większą
część mojej pracy naukowej wykonałam w USA, w Narodowym
Instytucie Zdrowia (NIH), mogę dodatkowo wyjaśnić. Jestem
belwederskim profesorem nauk medycznych, a w cytowalności moich
publikacji naukowych (świadczącej o wadze dokonanych odkryć)
plasuję się na drugim miejscu wśród wszystkich ludzi nauki
działających w Polsce (tuż za prof. Jerzym Gryglewskim z Krakowa).
Warszawa, 12 sierpnia, 2012"
P.S. Czy wiesz, że wprowadzając kilka prosty zmian do swojego życia, unikniesz większości szalejących chorób cywilizacyjnych, poprawisz swoje samopoczucie oraz zdrowie by móc cieszyć się nim przez długie lata. Poznaj dwa pierwsze kroki! ZAPISZ SIĘ TERAZ by otrzymać darmowy fragment mojego e-booka pt.: "10 nawyków dla zdrowia, czyli jak cieszyć się dobrym zdrowiem wprowadzając kilka prostych zmian."
Drogi czytelniku, jeżeli podoba Ci się to co przeczytałeś, proszę poleć ten artykuł innym, wciskając poniższy przycisk - „Poleć To"
Jeżeli to, co tu przeczytałeś jest dla Ciebie cenne, wspomóż mnie darowizną, bym mógł nadal tworzyć ten blog dla Ciebie. Dziękuję!