Kij w mrowisku |
Ostatnio
znalazłem artykuł poświęcony temu, że codzienne przyjmowanie
witaminy C w ciąży (500mg) przez palące matki ma dobry wpływ na
płuca ich nowonarodzonych dzieci. Zainteresował mnie ten artykuł
na tyle że postanowiłem zamieścić na stronie bloga PRO - Zdrowotnego na Facebooku jego zajawkę.
Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że tym tematem wywołałem
sporo kontrowersji. Mówiąc inaczej, poczułem się tak jakbym
włożył przysłowiowy kij w mrowisko. Nie spodziewałem się, że
ten artykuł może wywołać takie poruszenie. Co więcej w żadnej
mierze nie miałem zamiaru przekonywać nikogo do słuszności brania
bądź nie wspomnianej witaminy C, w większych dawkach niż ta którą zaleca współczesna
medycyna. I dlatego tutaj wcale nie mam zamiaru pisać o witaminie C.
Jednakże w trakcie całej wymiany zdań wyszła pewna bardzo ciekawa
kwestia do której mam zamiar tutaj się odnieść.
Pojawiła
się kwestia, czy z pomocą tego co spożywamy, jesteśmy w stanie
zaspokoić wszystkie potrzeby naszego organizmu. I nie chodziło o
jakąś sobie tam pierwszą lepszą żywność ale o naszą polską
dobrą żywność. O różnicach między żywnością ekologiczną a
tak zwaną marketową już pisałem w artykule „Zdrowa żywność kontra jedzenie (z) Biedronki”. I nie ma co się sprzeczać, że
współcześnie żywność ekologiczna ma sporą przewagę nad
żywności ogólnie dostępną i promowaną przez wszelkiego rodzaju
reklamy Jednakże nie oznacza to również, że sam fakt dbania o to
co się je, wybierania czystszej, często własnoręcznie hodowanej
żywności jest w stanie zaspokoić potrzeby naszego organizmu.
Pytanie – dlaczego? I o tym właśnie pragnę dziś tutaj napisać.
Na
początek zacznijmy może jednak, od określenia – jakie są
rzeczywiście potrzeby naszego organizmu. Po pierwsze i najważniejsze
trzeba nadmienić, że każdy organizm jest inny i w zależności od
wielu czynników będzie miał różne potrzeby na różne witaminy
czy minerały. Do tych czynników należy zaliczyć między innymi
takie czynniki jak środowisko w jakim się znajdujemy, stan
odżywienia organizmu, stosowana dieta oraz stan psychiczny. Również
ewentualne infekcje wpływają na zwiększone zapotrzebowanie na
suplementy i witaminy. Dla zobrazowania posłużę się następującym
przykładem. Dobowe zapotrzebowanie naszych organizmów na magnez
wynosi około 150 mg. Teraz nawet jeśli twój organizm uzyskał z
pożywienia lub posiada odpowiedni zapas tego minerału, wystarczy
jakiś „mały” stres spowodowany przez któregoś z domowników,
sąsiadów lub kogokolwiek z otoczenia, by w efekcie cały ten zapas
został zużyty. Podobnie jest też z innymi minerałami czy
witaminami.
Wróćmy
jednak do norm. Powszechnie stosowaną wszędzie i najlepiej znaną
normą spożywania witamin jest norma RDA (z ang. Recommended
Dietary Allowance),
która została stworzona w 1935 roku, jako uśredniona wartość dla
całej populacji oraz, co bardzo ważne z myślą o osobach zupełnie
zdrowych. Warto spytać w tym miejscu, co to znaczy „zdrowych”? A
więc w rozumieniu medycyny klasycznej, ludzie zdrowi to są tacy,
którzy nie mają żadnych objawów klinicznych. Ale czy to naprawdę
oznacza, że jest się w pełni zdrowym? Odpowiedź pozostawiam Tobie
czytelniku. Co więcej, norma ta nie uwzględnia stopnia degradacji
środowiska, jakości produktów spożywczych i wody, czy dzisiejszym
warunkom żywieniowym. Dlatego trzeba zdać sobie sprawę, że
zalecane w niej dawki służą tylko i wyłącznie do podtrzymania
życia. To na co warto zwrócić uwagą to fakt, że choć norma RDA
jest najpowszechniejszą normą to jednak nie jest jedyną.
Inną
normą, która znacznie różni się od wyżej wspomnianej,
powszechnie nagłaśnianej, jest norma SONA (z ang. Suggested Optimal
Nutritioal Amount). Na przestrzenie piętnastu lat, zespół pod
kierownictwem dr. Emanuela Cheraskina z uniwersytetu w Alabamie,
przeprowadził szeroko zakrojone badania, na terenie USA oraz
Wielkiej Brytanii, wyniku których została opracowana ta norma. W
wyniku tych badań odkryto jaki poziom spożycia poszczególnych
minerałów i witamin można powiązać z dobrym zdrowiem i
samopoczuciem. Najciekawsze jest jednak to, że ustalone tak zwane
sugerowane optymalne normy żywieniowe są często 10-15
krotnie wyższe niż
zalecane normy RDA.
Tak
więc, stosowana norma to ważna kwestia ale zupełnie inną sprawą
jest skąd pozyskać konieczne mikroelementy i witaminy. I gdy we
wspomnianej wymianie komentarzy podważyłem, przekonanie o tym, że
wszystko co konieczne do prawidłowego funkcjonowania organizmu,
jesteśmy w stanie pozyskać ze zjadanego pożywienia – poczułem
się jakbym włożył kij w przysłowiowe mrowisko. Posypały się
komentarze że dla zapewnienia odpowiedniej ilości wit. C wystarczy
zjeść więcej natki pietruszki oraz że w naszym kraju jest cała
masa świetnej, wartościowej żywności, stosowanie której w
zupełności wystarczy dla zapewnienia odpowiedniej ilości witamin i
mikroelementów w naszej diecie. Osobiście się z tym nie zgadzam i
moje zdanie nie jest odosobnione.
Spadek wartości odżywczych w latach 1985 - 2002. |
Swego
czasu wpadła w moje ręce powyższa tabela prezentująca spadek
zawartości minerałów w hodowanych warzywach. Informacje zawarte w
tej tabeli pochodzą z przeprowadzonych przez koncern Geigy ze
Szwajcarii (zrobione w 1985 roku) oraz Szwarcwald Oberthal Institute
(zrobione w 2002 roku) badań, które polegały na porównaniu
składników odżywczych w warzywach i owocach. W efekcie okazało
się, że na przestrzeni 17 lat, dla przykładu banan utracił aż
95% witaminy B6, brokuły 55% magnezu, truskawki 78% witaminy C,
nawet ziemniaki straciły 78% wapnia. Tak więc twierdzenie, że
wszystko co jest nam potrzebne mamy w jedzeniu to tylko pobożne
życzenie.
Podobnego
zdania, jak ja, jest profesor Aleksander Ożarowski, który w wywiadzie
dla miesięcznika MOJE ZDROWIE, mówi między innymi: „Obawiam
się, że gdybyśmy chcieli uzyskać niezbędne dawki witamin i
biopierwiastków ze spożywanych owoców, warzyw i zbóż,
musielibyśmy zjadać je w takich ilościach, że nasz przewód
pokarmowy by temu nie podołał. 0 zaspokojeniu potrzeb na witaminy i
biopierwiastki w sposób naturalny można by myśleć tylko wtedy,
gdybyśmy mogli zjadać owoce natychmiast po ich zerwaniu, warzywa po
wykopaniu z ziemi. Te kupione na targu czy w sklepie przeszły
rozmaite operacje: były sortowane, przechowywane, transportowane,
znów przechowywane w sklepie, często wystawione na działanie
słońca. Po przyniesieniu do domu też je przechowujemy przeważnie
w lodowce, obieramy, kroimy, gotujemy, a każda taka operacja niszczy
pewną część witamin. I tak np. świeży zielony groszek po
ugotowaniu traci 56 proc. witaminy C, jeśli był uprzednio mrożony
83 proc., a jeśli był w puszce 94 proc. Warzywa i owoce
sterylizowane w słojach lub puszkach tracą 39 proc. witaminy A i 69
proc. witaminy B1.”
Cóż chyba nie pozostaje nic do dodania – prawda?
Tak
więc, mogło by się zdawać, że jedynym ratunkiem jest posiadanie
swoich własnych upraw. Niestety to też nie rozwiązuje całkowicie
problemu. Dlaczego? Ponieważ od lat następuje powolne wyjałowienie
gruntów rolnych. I tak, dla przykładu z badań znalezionych swego
czasu w internecie wynika, że w
Polsce występuje niski poziom selenu. Okazuje się, również że na
ponad siedemdziesięciu procentach terenów rolnych występuje
niedobór tego pierwiastka. I nie ma co się dziwić, wystarczy
pierwszego lepszego rolnika spytać w jaki sposób użyźnia swoją
ziemię lub jaki stosuje nawóz? Warto spytać czy stosuje na swoich
gruntach tak zwaną trójpolówkę? Co się z dużym
prawdopodobieństwem okaże? Z całą pewnością rzadko który
rolnik (przynajmniej z tego młodego pokolenia) będzie wiedział co
to jest trójpolówka, a praktycznie żaden nie będzie pamiętał
kiedy ostatnio stosował tą metodę użyźniania gruntów.
Odnośnie
nawożenia (celowo pomijam że używa się do tego celu nawozów
sztucznych) okaże się, że z reguły korzysta z podstawowych
nawozów, w skład których wchodzą głównie azot, potas, fosfor.
Czyli tylko trzy związki! Dlaczego te trzy? Ponieważ to one są
odpowiedzialne za wielkość i podstawowe właściwości (kolor i
smak) zbiorów. Każdy z nas z reguły kupuje gównie oczami, a
przedsiębiorczy producenci wykorzystują to wręcz do bólu. Jedynie
jeśli jesteś w pełni świadomym konsumentem to jest szansa, że w
sklepie zastanowisz się, dlaczego pomidory możesz kupić w grudniu.
A w dodatku są wielkie jak pomarańcze, idealnie okrągłe, cudownie
czerwone i problem tylko, że w niczym nie przypominają pomidorów z
domowego ogródka. Tymczasem idealny wygląd uzyskują one na
plantacjach, gdzie są uprawiane przez cztery tygodnie na
podłożu z wełny mineralnej z wykorzystaniem nowoczesnych
technologii farmaceutycznych, czyli aplikowania sterydów dla
przyspieszenia nabierania masy (czytaj: wody) oraz nasączania ich
antybiotykami, które chronią je przed chorobami. W konsekwencji ani
nie wyglądają, ani nie pachną a tym bardziej nie smakują jak
pomidor. Można by się pokusić o stwierdzenie, że są to produkty pomidoro - podobne!
Tak
więc, stosowanie zaledwie czterech podstawowych minerałów w
rolnictwie jest powszechne. Powstaje zatem pytanie - a co zresztą
minerałów? Cóż czytelniku – zapomnij o nich. Próbowałem
znaleźć bardziej złożony sztuczny nawóz (składający się z
większej ilości składników) i ten który znalazłem miał „aż”
dziewięć składników! A ile roślina potrzebuje by dać pełno
wartościowe owoce? Z tego co mi wiadomo około 70-ciu (słownie:
siedemdziesięciu!). W pierwiastkowej analizie włosa (o której
przeczytasz TUTAJ) sprawdza się poziom i zależności między 24-ma
mikroelementami w naszym organizmie.
Odniosę
się teraz w kilku słowach do wypowiedzianej przez jedną
czytelniczkę kwestii, że nasz kochany kraj jest zasobny w duże
ilości naturalnej, pełnowartościowej żywności. Niemal całkowicie się z tym zgadzam,
jednakże aby mieć dostęp do takiej żywności, niejednokrotnie
trzeba bardzo ale to bardzo się wysilić i samemu jej poszukać.
Głównie dlatego, że niemal na pewno na półkach sklepowych jej
nie znajdziemy (no może poza wyjątkowymi pozycjami w sklepach z
ekologiczną żywnością).
Najczęściej
słyszaną i powtarzaną opinią na temat polskiej żywności jest
ta, że największa jej przewaga nad jedzeniem z zachodniej Europy,
wynika z tego, że polski rolnik to taki, który prowadzi malutkie
gospodarstwo na niewielkim skrawku ziemi. A co za tym idzie, rzadko
który z nich słyszał, a tym bardziej stosował sztuczne nawozy czy
opryski. Jak dla mnie bzdura totalna! Ponieważ prawda jest zupełnie
inna. Badania rynku zrobione przez Newsweeka pokazują, że z pośród
prawie 2 mln polskich gospodarstw około 100 tys. większych (gospodarstwa
wielohektarowe, jest to co dwudzieste gospodarstwo!!!) dostarcza 80% polskiej
żywności. Natomiast te duże gospodarstwa stosują niemal
identyczne metody hodowli i upraw co farmerzy z Zachodu. Świnia
hodowana jest 4 - 5 miesięcy, kurczak zamiast rosnąć w pół roku,
dzięki sterydom nadaje się do uboju w niespełna półtora
miesiąca, a na hektar ziemi rolnej sypie się nawet 150 kg nawozów
rocznie.
Kolejna
kwestia polega na tym, że bez względu na to gdzie kupisz warzywa
(bazar, osiedlowy sklep czy market), z dużym prawdopodobieństwem
kupisz je od kolejnego pośrednika w łańcuchu dostaw. Rzadko kiedy
jest możliwość kupienia bezpośrednio od rolnika – najczęściej
kupujemy od handlarza. Te same badania Newsweeka, o których
wspominam wyżej, pokazują, że w Polsce działa prawie 30
regionalnych hurtowych rynków spożywczych na których wszyscy
sprzedawcy pośrednio lub bezpośrednio się zaopatrują. Efekt tego
jest taki, że właściciele małych sklepików, czy bazarowych
straganów podobnie jak duże sieci handlowe mają tych samych
dostawców. Jedyną alternatywą jest kupowanie bezpośrednio u
właścicieli małych gospodarstw rolnych, którzy ewentualnie
sprzedają swoje niewielkie nadwyżki z przydomowej produkcji.
Jednakże znalezienie takiego dostawcy jest na prawdę trudne.
Na
koniec jeszcze jedna mała dygresja, odnośnie tego co we wspomnianym
na początku artykule wywołało najwięcej kontrowersji, czyli
ilości (500mg) spożywanej witaminy C i jej pochodzenia. W świetle
tego co powyżej zaprezentowałem, uważam że niemal graniczy z
cudem zapewnienie odpowiedniej ilości zarówno witaminy C jak i
pozostałych witamin oraz mikroelementów z pożywienia. A mówienie,
że wystarczy zjeść więcej natki pietruszki by zaspokoić potrzeby
organizmu wręcz prosi o … komentarz (mówiąc bardzo delikatnie).
Pomijając ile faktycznie nasz organizm potrzebuje rzeczonej witaminy
C, warto zauważyć, że łyżeczka natki pietruszki zawiera zaledwie
10,62 mg tej witaminy (i jest to jeden z lepszych wyników). Natomiast potrzeba
100 gramów tej samej naci pietruszki by uzbierało się „aż”
130 mg witaminy C. Powyższe dane znalazłem w internecie.
Tak więc,
by zaspokoić zalecaną w RDA dawkę witaminy C, która wynosi 60 mg
na dobę, w sumie nie trzeba jej aż tak dużo. Ale pamiętaj, że ta
dawka jest po to by twoje zęby pozostały na miejscu i nie
powypadały gdybyś dostał szkorbutu! I jeśli nawet badania Linusa
Paulinga oraz Dr Mathiasa Ratha są błędne, a ty nie zgadzasz się
z opinią Profesora Miladina Mirilova, jugosłowiańskiego
biochemika, specjalisty w dziedzinie żywienia i eksperta Światowej
Organizacji Zdrowia, który powiedział: „Byłbym zaskoczony, gdyby
ktokolwiek zdołał udowodnić, że taka dawka witaminy C jest
szkodliwa. To nie przypadek, że w uregulowaniach Unii Europejskiej
podniesiono (ją - mój dopisek) do 2000mg” – wiedz, że nie musisz się zgadzać! Ale pamiętaj
też, że tak samo jak nie musisz wierzyć takim opiniom jak powyższa
– tak samo nie musisz być zdrowy! Wybór należy DO CIEBIE!!!
P.S. Czy wiesz, że wprowadzając kilka prosty zmian do swojego życia, unikniesz większości szalejących chorób cywilizacyjnych, poprawisz swoje samopoczucie oraz zdrowie by móc cieszyć się nim przez długie lata. Poznaj dwa pierwsze kroki! ZAPISZ SIĘ TERAZ by otrzymać darmowy
fragment mojego e-booka pt.: "10 nawyków dla zdrowia, czyli jak
cieszyć się dobrym zdrowiem wprowadzając kilka prostych zmian."
Drogi czytelniku, jeżeli podoba Ci się to co przeczytałeś, proszę poleć ten artykuł innym, wciskając poniższy przycisk - „Poleć To"